Reklama

"Czuło się między ludźmi powagę i jedność" - rozmowa z Marcinem Kosiorkiem

22/04/2010 00:00

Marcin Kosiorek - Przewodniczący Rady Powiatu Łowickiego oraz członek Prawa i Sprawiedliwości, opowie nam o organizacji wyjazdu chętnych do Krakowa na niedzielny pogrzeb pary prezydenckiej oraz o jego osobistych przeżyciach z tym wydarzeniem związanych.

Ponadto dowiemy się kogo znał i kogo stracił w tragedii prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem oraz jak jego zdaniem, będzie teraz wyglądała scena polityczna w naszym kraju po katastrofie z 10 kwietnia...

Bartłomiej Prus ? Był pan organizatorem wyjazdu sympatyków Prawa i Sprawiedliwości do Krakowa na pogrzeb pary prezydenckiej, dlaczego chciał pan tam jechać?

Marcin Kosiorek ? Uważam że był to nasz obowiązek jako przedstawicieli władzy samorządowej. Prezydent jest głową państwa, a my jako samorządowcy, reprezentujemy to państwo w terenie. Poza tym, naszemu prezydentowi, na którego my ? członkowie PiS pracowaliśmy w kampanii wyborczej w 2005 roku i przygotowywaliśmy się do następnej, po prostu się należało. Ponadto wyjazd do Krakowa był oddaniem hołdu wszystkim ofiarom katastrofy w Smoleńsku. Zginęło tam wielu ludzi reprezentujących bardzo ważne instytucje w kraju. Pogrzeb prezydenta był wydarzeniem historycznym bez precedensu?musieliśmy tam być.

B.P ? Co pan czuł podczas uroczystości pogrzebowych na krakowskim rynku, wśród tylu ludzi, chcących oddać hołd parze prezydenckiej?

M.K ? Czuło się między ludźmi powagę i jedność, ponadto przeżywanie wspólnych emocji z tłumem, co jest bardzo rzadkie. Nieczęsto biorę udział w tak dużych zgromadzeniach. W ostatnim tego typu nagromadzeniu ludności idącym w dziesiątki tysięcy, brałem udział podczas wizyty Jana Pawła II w Łowiczu. Emocje, jeśli chodzi o napięcie, były porównywalne, z tym że Papież budził radość samą swoją obecnością. Natomiast podczas uroczystości pogrzebowych w Krakowie, czuło się wyraźnie żal i smutek.

B.P ? A jak przebiegła organizacja wyjazdu, czy było sporo chętnych?

M.K ? Był straszny młyn w związku z ogłoszeniami w mediach o wyjeździe. Ludzie dzwonili w porywie serca i chcieli uczestniczyć w pogrzebie prezydenta. Później zdarzało się, że odwoływali swoje rezerwacje. Ogólnie rzecz biorąc, wyjazd do Krakowa organizowało Starostwo Powiatowe w Łowiczu i Urząd Miejski. Dogadaliśmy się i wspólnie połączyliśmy siły. W konsekwencji wyszło nam 100 osób, czyli dwa pełne autokary. Dodam tylko, że widać było wśród ludzi, którzy pojechali na pogrzeb, wielką chęć uczestniczenia w wydarzeniu tak ważnym dla kraju.

B.P ? Nie żałował pan, że pojechał? Do Krakowa jest ponad 500 kilometrów, podróż musiała być męcząca.

M.K ? Jeździłem już na różne wiece i konwencje, organizowałem niejednokrotnie na takie wyjazdy autokary, więc nie mogę powiedzieć, że ten akurat wyjazd stanowił dla mnie wielki problem. Co prawda jedyne utrudnienia spowodowane były, tak jak już wspomniałem, ciągłym zapisywaniem ludzi i późniejszym ich skreślaniem z listy, kiedy okazywało się, że jednak nie pojadą. Generalnie nie był to wielki problem pod względem organizacyjnym i zrobienie takiej akcji w kilka dni jest możliwe bez większych przeszkód.

B.P ? Wróćmy na chwilę do samej katastrofy prezydenckiego Tupolewa w Smoleńsku. Pamięta pan ten moment, kiedy dowiedział się pan, że samolot rozbił się podchodząc do lądowania? Jaka była pana pierwsza reakcja?

M.K ? Informację tą przekazała mi najpierw teściowa, która akurat oglądała telewizję. Nie chcę mówić tu o uczuciach, bardziej o myślach. W pierwszej chwili nie mieściło mi się to w głowie, wydawało się wręcz niemożliwe, tym bardziej, że później podano liczbę osób, które były na pokładzie samolotu. Były to ważne osobistości, co jeszcze mocniej spotęgowało moje niedowierzanie. Znałem część z tych osób w mniejszy lub większy stopniu, co dodatkowo wpłynęło na mnie w jakiś sposób, zresztą, chyba każdy może się poczuć, tak jak by znał te osoby. Współczesny człowiek bywa często tak wyjęty z rzeczywistości, że telewizję i inne środki przekazu traktuje jako swego rodzaju priorytetową rzeczywistość. Czasami poprzez media zna się lepiej polityków niż własnych sąsiadów. Dlatego każdy mógł mieć w pierwszej chwili poczucie, że stracił kogoś bliskiego. Niekoniecznie kogoś, kogo się w stu procentach akceptowało, ale kogoś, kogo widywało się na co dzień, i kto wywoływał u nas rozmaite emocje zarówno pozytywne, jak i negatywne.

B.P ? Więc zadam pytanie retoryczne, czy znał pan kogoś z pokładu prezydenckiego samolotu?

M.K ? Znałem kilka osób. W roku ubiegłym byłem na dniu samorządowca w pałacu prezydenckim, gdzie Lechowi Kaczyńskiemu uścisnąłem dłoń. Już jako prezydentowi, ponieważ wcześniej, też miałem okazję się z nim spotkać na różnych konwentach partyjnych, kiedy jeszcze nie pełnił funkcji prezydenta. Na tym samym spotkaniu poznałem również Jarosława Kaczyńskiego. Miałem okazję porozmawiać też z Krzysztofem Putrą, który wydał mi się bardzo ciepłym, rodzinnym człowiekiem. Ponadto znałem Władysława Stasiaka - szefa Kancelarii Prezydenta. Przy różnych okazjach dużo z nim rozmawiałem i nawet zaprosiłem go do Łowicza. Miałem okazję poznać również Grażynę Gęsicką na jednym z kongresów PiS w Krakowie. Była to osoba niezwykle pracowita, cechowała ją wielka fachowość w tym co robiła. Zaprosiłem ją nawet na dziesięciolecie samorządu do Łowicza. Niestety coś wtedy jej wypadło i nie mogła do nas przyjechać. Natomiast osobą, którą znałem dość dobrze i utrzymywałem stały kontakt była senator Janina Fetlińska. Pani senator była bardzo oddana katolickiej nauce społecznej. Wspólnie z Tadeuszem Woźniakiem prowadzili zespół parlamentarny na rzecz, właśnie katolickiej nauki społecznej. Pani Janina była ciepłą, starszą kobietą. Pamiętam że często, kiedy rozmawialiśmy o polityce używała stwierdzenia ?pan mówi zupełnie jak mój syn?. Ceniłem też w niej to, że rozumiała mój sposób myślenia, jaki reprezentuję w PiS-ie. Zawsze zachęcała, że mimo porażek nie można upadać na duchu.

B.P ? A jak pan ocenia prezydenturę Lecha Kaczyńskiego?

M.K ? Lech Kaczyński był dla mnie prawdziwy. Miał co prawda pewne poglądy, które były często anachroniczne i trąciły myszką, ale były to poglądy konserwatywne. W żaden sposób nie dało się ich urobić, i co ważniejsze, nie podchodziły pod piar. W sposób jaki uprawiał politykę Janusz Palikot, kiedy od samego początku chciał zniszczyć PiS i braci Kaczyńskich był naganny. Często próbowano zdezawuować te wartości, którymi Lech Kaczyński był oddany, takie jak: tradycja czy rodzina. Prezydent pokazywał, że są takie rzeczy o których trzeba mówić w polityce. Jeżeli religia jest dla kogoś wartością, to ja mam prawo mówić o tym publicznie. Demokracja o którą walczyła Solidarność, wywalczyła choćby to, że chcemy mówić o religijności publicznie, że chcemy aby w instytucjach wisiał krzyż. O te i wiele innych wartości zabiegał zawsze Lech Kaczyński.

B.P ? Jak według pana będzie teraz wyglądało życie polityczne kraju po tej tragedii?

M.K ? Przez ostatnie półtora roku my wszyscy w PiS-ie, już byliśmy bardzo zmęczeni tą nagonką jaka spadła na naszą partię. Każda nasza wypowiedź w mediach była traktowana jednakowo. Często słyszałem stwierdzenia padające pod adresem naszej partii typu ?a bo wy pisiory?, ?wy kaczory?, więc dlatego został uniemożliwiony w ogóle jakikolwiek dyskurs publiczny, poprzez kalumnie jakie rzucano na nas. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli było często źle odbierane, tylko dlatego, że to my powiedzieliśmy. Teraz to się wszystko nagle zmieniło. Politycy w tej chwili zdają egzamin w Warszawie. W tej chwili góry partyjne wszystkich partii mają szansę na zmianę sposobu uprawiania polityki. Nie mówię tu o pojednaniu, ponieważ w demokracji nie może być jedności. Mieliśmy już jedność i to był system totalitarny. Teraz dużo zależy od nas, obywateli. Nie możemy teraz tego zepsuć. Tym bardziej, że dzisiaj widziałem na jednym z portali ogólnopolskich wypowiedź, gdzie Jarosław Kaczyński był nazywany psychopatą.

B.P ? Kogo by pan najchętniej widział, jako kandydata PiS na prezydenta?

M.K ? Wielu sympatyków PiS na początku uważało, że wystartować powinien Zbigniew Ziobro. Jednak sytuacja która zaistniała, uświadomiła nam wszystkim, że kandydat może być tylko jeden, jest to Jarosław Kaczyński. Tylko on jest wstanie poprowadzić PiS do zwycięstwa. Jest tylko pytanie, czy ten Hiob, bo o takim doświadczeniu trzeba mówić, podniesie się. Wiem, że jest to bardzo silny człowiek. Rozmawiałem z Jarosławem Kaczyńskim nie raz i wiem, że ambicjonalnie on ma taką wole w sobie. Tylko jest pytanie czy będzie widział w tym wszystkim sens. Po stracie brata, nie długo też odejdzie mu matka, która w jego życiu była bardzo ważna. Tak prawdę mówiąc, chyba nie ma też alternatywy, bo zostało mu to, czemu się poświęcał, czyli polityce. Wiem, że Jarosław Kaczyński bardzo poważnie traktuję Polskę i swoje życie Polsce oddał. On ma jakąś wizję, z którą można się nie zgadzać, ale nie można mówić, że jeżeli ktoś poświęcił się czemuś, to jest psychopatą.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Lowicz24.eu




Reklama
Wróć do