Reklama

Nie ma bardziej radosnej nowiny. Rozmowa z ks. Jackiem Zielińskim

O Świętach Wielkanocnych, godzeniu się ze stratą najbliższych i tym, czym jest wiara, rozmawiamy z ks. Jackiem Zielińskim, wikariuszem w parafii katedralnej, katechetą i przewodnikiem Łowickiej Pieszej Pielgrzymki Młodzieżowej na Jasną Górę.

- Czy może być ważniejsza, bardziej radosna informacja od tej, że Chrystus pokonał śmierć?

- Moim zdaniem nie ma bardziej radosnej nowiny, niosącej większą nadzieję niż ta, że Chrystus zmartwychwstał, bo ta informacja przypomina nam, że niebo jest dla nas otwarte. Że każdy człowiek ma szansę być zbawiony i na wieki być szczęśliwym. Trudno sobie wyobrazić, żeby świat zaproponował coś, co nawet w maleńkim stopniu mogłoby się równać z tak radosną nowiną, że Chrystus zmartwychwstał, pokonał śmierć, pokonał szatana. I czeka na nas w niebie.

- Wiemy, że to najważniejsze święta katolickie, słyszymy o tym każdego roku w Wielkim Poście. A czym dla księdza jest Wielkanoc?

- To prawda, to są najważniejsze święta katolickie, chociaż jak się patrzy na sposób świętowania przez ludzi, to chyba Boże Narodzenie kochają bardziej, może dlatego, że są to święta bardziej rodzinne? Dla mnie Wielkanoc to najważniejsze święta w ciągu roku, bo doświadczam po raz kolejny tej wielkiej prawdy, ile Chrystus poświęcił za mnie. Jak bardzo mnie kocha, ile był w stanie ofiarować, żebym ja mógł żyć na wieki.

- W ubiegłym roku na jasełkach w jednej ze szkół usłyszałam, że dzisiaj nie ma ludzi niewierzących, tylko są osoby zranione, opuszczone, cierpiące, które obraziły się na Boga. Co ksiądz myśli na ten temat?

- Pewne jest to, że każdy człowiek może otrzymać łaskę wiary od Pana Boga, jeżeli tylko otworzy swoje serce. Czy nie ma dzisiaj ludzi niewierzących? Myślę, że to zbyt daleko idąca teza. Wiara jest głęboką relacją z Panem Bogiem, odkryciem tej wielkiej prawdy, że Panu Bogu na mnie zależy, że On mnie kocha, że chce mojego szczęścia. I wiara jest odpowiedzią na miłość, którą przyjmuję od Pana Boga. Jeżeli ja w swoim codziennym życiu nie staram się kierować miłością, to trudno później zrzucać winę na to, że coś się dzieje złego na zewnątrz. To, że jest mnóstwo ludzi pogubionych, poranionych to prawda. Tylko żeby wyjść z tych pogubień, poranień, różnych trudnych i bolesnych sytuacji, czasem niezawinionych, to te ludzkie siły nie wystarczą. Możemy, a pewnie w wielu przypadkach powinniśmy, szukać pomocy u specjalistów: psychologów, psychoterapeutów. I wiele osób takiej pomocy szuka, i dobrze. Ale człowiek to nie tylko umysł, to nie tylko ciało, ale i dusza. Gdy człowiek czuje jakiś dyskomfort, to może jest to wołanie duszy o to, żeby ją nakarmić. Na ten wewnętrzny głód może odpowiedzieć tylko Pan Bóg.

- Czy ksiądz miał łatwiej przez to, ze wychowywał się w rodzinie głęboko wierzącej?

- Łatwiej miałem przejść wszystkie trudne sytuacje, które miałem w życiu, łącznie ze śmiercią najbliższych mi osób. Dzięki temu, że się trzymałem Pana Boga, łatwiej mi było to wszystko jakoś przetrwać. Nie mówię, że to w ogóle mnie nie ruszyło i że tak mocno w Pana Boga wierzyłem czy wierzę, że nie mam od czasu do czasu jakichś zwątpień czy chwili słabości. Ale jestem przekonany, że gdyby nie Pan Bóg, to faktycznie to wszystko nie ma sensu. A przez to, że On w moim życiu zawsze był obecny, to ja te sytuacje dzięki Niemu jakoś przetrwałem. Te sytuacje dzisiaj bardzo często pomagają mi w rozmowach, spotkaniach z ludźmi, którzy mają podobne doświadczenia. Mogę łatwiej wniknąć w odczuwanie drugiego człowieka.

- A nie obraził się ksiądz, gdy Bóg zabierał brata i tatę?

- Nie. Obrazić się nigdy nie obraziłem, ale pamiętam, że kłóciłem się wtedy z Panem Bogiem, bo ja tego nie rozumiałem, dlaczego tak się stało. W przypadku taty, który chorował parę miesięcy na nowotwór, długo się modliłem o to, żeby wyzdrowiał. Pan Bóg zechciał inaczej. Byłem wtedy w seminarium i nasz ojciec duchowny pięknie to wytłumaczył. Przekonał mnie do tego, że moja miłość synowska, chociaż mogłoby się wydawać, że najpiękniejsza i najsilniejsza na świecie, nie jest tak silna jak miłość, którą Bóg dał mojemu tacie w niebie. Ta myśl dała mi ukojenie, że on tam jest szczęśliwy. A ja chcę tak przejść przez swoje życie, żeby kiedyś się z nim spotkać. Pan Jezus mówi, że „w domu Ojca mego jest mieszkań wiele”. A przez to, że zmartwychwstał, mamy do tych mieszkań bardzo dobry dostęp. Przez trudne doświadczenia nauczyłem się, że z Panem Bogiem można rozmawiać jak z przyjacielem. Że można mu wszystko powiedzieć. Bo to, że w tym momencie życia spotyka mnie coś trudnego, a ja tego nie rozumem lub się z tym nie zgadzam, to wcale nie oznacza, że ja się od Pana Boga odwracam. Wydaje mi się, że Pan Bóg o wiele bardziej oczekuje nas przed sobą prawdziwych, niż idealnych. Jeżeli w tym momencie mojego życia jest jakaś trudna sytuacja i moje serce nie potrafi czy nie chce kochać, to ja mam Panu Bogu o tym powiedzieć: nie rozumiem Cię, nie potrafię Cię w tym momencie kochać. Nie zgadzam się z tym, co się stało. Taki jest stan mojego serca. Nie chcę, żeby tak było, ale tak to dzisiaj wygląda, pomóż mi Boże, żeby to zmienić.

- A nie jest trochę tak, że my nie jesteśmy w stanie pojąć tego, co Pan Bóg dla nas zrobił? I że trudno jest nam zrozumieć, możemy być przyjęci tacy jacy jesteśmy, ze wszystkimi wadami, grzechami, złymi rzeczami, które zrobiliśmy?

- Pewnie, że jest nam trudno. Pan Bóg mówi na kartach Pisma Świętego, że Jego myśli nie są myślami naszymi, a Jego drogi nie są naszymi drogami. My to wszystko zrozumiemy, kiedy staniemy przed Panem Bogiem, jak to się popularnie mówi, po drugiej stronie. Jest taki piękny film pt. „Czy naprawdę wierzysz?”. Tam na samym końcu jest scena, gdy jeden z głównych bohaterów i narrator mówi, że jesteśmy podobni do dzieci siedzących na dywanie, na podłodze i patrzących na utkany gobelin, tylko że my z tej perspektywy widzimy ten gobelin utkany z jednej strony. Widzimy mnóstwo sznureczków plączących się, które nic nie znaczą. Dopiero wtedy, kiedy staniemy przed Panem Bogiem, zobaczymy to nasze życie z innej, drugiej strony. Zobaczymy, że każda niteczka, czyli każde wydarzenie i każda osoba, miały sens. Moim zdaniem to genialne porównanie. My tu możemy próbować, ważne, żeby mieć umysł i serce otwarte, na to co Pan Bóg daje. Nigdy tak nie będzie, że wszystko do końca zrozumiemy i wszystko do końca przyjmiemy. Byli tacy święci, i pewnie są tacy wśród nas, którzy w stu procentach ufają Panu Bogu. Ale podejrzewam, że takich osób jest mniej wśród wierzących. A ci, którzy nie potrafią tak zaufać? Trzeba próbować, nie poddawać się. Pan Bóg jest cierpliwy i kocha nas. On się nie zniechęci naszą porażką, tym, że w Niego zwątpimy, że na chwilę od Niego odejdziemy. Święta siostra Faustyna powiedziała, że Pan Bóg nigdy się nie znudzi przebaczaniem. To, że jest wątpliwość, jakiś zamęt w głowie, wcale nie musi oznaczać, że już nie mam odwrotu i tylko lecę w dół. Mogę to zmienić. Oczywiście jak będę próbował tylko o ludzkich siłach, to będzie to bardzo trudne, a może i niemożliwe. Ale z Bożą pomocą uda się na pewno.

Aktualizacja: 02/04/2024 08:42
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Lowicz24.eu




Reklama
Wróć do