Reklama

Odsłaniamy kulisy życia olimpijczyka - wywiad z Cyprianem Mrzygłódem

Cyprian Mrzygłód godnie reprezentował powiat łowicki na tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w rzucie oszczepem. Niestety nie udało mu się awansować do finału - ale nic straconego, bo za 3 lata odbędą się kolejne. Udało nam się porozmawiać z Cyprianem na temat początków jego kariery, zdobytych w trakcie Igrzysk doświadczeń oraz planów na kolejne występy.

Jakie to uczucie pojechać na olimpiadę i jaka atmosfera towarzyszy wszystkim zawodnikom?

- Sam wyjazd na igrzyska to dla każdego zawodnika coś wielkiego i marzy się o tym całe życie - tym bardziej, że to moje pierwsze igrzyska. Dla mnie to przede wszystkim zaskoczenie wioską olimpijską i różnorodność ludzi znajdujących się w jednym miejscu. Sam start niestety nie był przełomowy. Nie poszedł jak powinien, bo brakowało zdrowia i technika uciekła.

Co myślisz o braku publiczności na Igrzyskach, ich nieobecność bardziej cię stresowała czy relaksowała?

- Faktycznie brak publiki sprawił, że czułem się jak zwykły zawodnik. Przyjechałem tam z nastawieniem, że mogę coś zrobić. Gdyby byli kibice, pewnie lepiej by mi się startowało, bo wywołaliby większą presję. A już na pewno dodaliby adrenaliny.

Jakie jest twoje najbardziej wyraziste wspomnienie z tej imprezy - rzecz jasna poza samym występem?

- Myślę, że medal Marii Andrejczyk i finał męskiego konkursu.

Kibicowałeś w trakcie konkursu Marii Andrejczyk? Jak wyglądają wasze relacje?

- Jasne, że jej kibicowałem. W tym roku od stycznia do maja w ciągu miesiąca spędzaliśmy razem trzy tygodnie na każdym ugrupowaniu, więc zdążyła się między nawiązać koleżeńska relacja.

Motywuje cię możliwość wykazania się na kolejnych Igrzyskach w Paryżu?

- Pewnie że tak, biorąc pod uwagę to, że jestem młody i jeszcze nie pokazałem tego, co potrafię. Teraz wiem jak to się je, zdobyłem doświadczenie. Lubię walkę o coś wielkiego, a igrzyska to przecież najwyższy pułap. Wierzę, że mogę coś osiągnąć, jeśli na kolejnych igrzyskach będę w pełni zdrowia.

A problemy zdrowotne, które poruszyłeś to kwestia przeziębienia czy kontuzji?

- Najbardziej przeciążenia związanego z treningami. Organizm po jakimś czasie nie wytrzymuje obciążeń.

Jak dużo czasu poświęcasz na treningi?

- Jak jestem na obozie, praktycznie cały dzień. Rano robię rozruch przed śniadaniem, o 10 mamy dwugodzinny trening, później trzeba coś zjeść, zregenerować i po południu mam kolejny trening. Później wizyta u fizjoterapeuty, więc trochę czasu na to idzie. Pomiędzy obozami jest trochę lżej, bo robię jeden trening dziennie.

Świeżo po Igrzyskach udało ci się zająć drugie miejsce w mityngu w Budapeszcie. Jakie masz kolejne plany startowe?

- Głównym celem jest to, żeby rzucić w tym roku 80 metrów. Jeśli pogoda dopisze, wystąpię na Memoriale w Sopocie. Zachęcam też wszystkich do kibicowania na występie podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie - to najważniejszy z tych, które są przede mną w najbliższym czasie. Możliwe też, że wystąpię w tym roku w Niemczech, choć to zależy od tego, czy uda mi się wcześniej przebić pułap 80 metrów.

Jak zareagowałeś na rzut Vettera, zrobił na Tobie wrażenie? (W ubiegłym roku rzucił 97,76 metra, czym ustanowił drugi wynik w historii światowej lekkoatletki - przyp. red.)

- Bardzo duże! Nie wiadomo skąd się wyrwał, nagle rzucił 20 metrów dalej od wszystkich, jakby ten oszczep ważył z 500 gram. Gdy startowałem wraz z nim i rzucił 92 metry to wyglądało tak łatwo i lekko, że czasem odechciewało się rzucać z nim na zawodach, bo nikt nie ma podjazdu, żeby mu zagrozić.

W którym momencie życia uznałeś, że chcesz profesjonalnie uprawiać sport?

- Już w podstawówce trenowałem, ale na zawodach lepiej szło mi w skoku wzwyż. Dopiero w gimnazjum okazało się, że potrafię daleko rzucić, wtedy też znalazł mnie trener z Gdańska, z którym trenuję do teraz. Właśnie w Gdańsku się poprawiłem i gdy rzuciłem rekord Polski juniorów na 81,5 metrów stwierdziłem, że warto zająć się tym profesjonalnie.

A jakie aktualnie masz relacje z pierwszym trenerem, Mieczysławem Szymajdą?

- Cały czas utrzymujemy kontakt. Gdy nie jestem w Gdańsku, jeżdżę na treningi do Domaniewic i zawsze możemy spotkać się i porozmawiać na temat zawodów. Teraz akurat jest taki okres, bo dopiero we wrześniu wracam do Gdańska. A trener z Domaniewic ma niesamowitą zajawkę, u niego przewinęło się mnóstwo osób, które zdołał zachęcić do lekkoatletyki, że to aż niespotykane.

10 września odbędzie się impreza z okazji 25-lecia istnienia UKS Błyskawicy Domaniewice, zamierzasz się zjawić?

- Właśnie przyjadę! Akurat chcę tam być i uczestniczyć w przebiegu tej imprezy.

W odległej przyszłości widzisz się jako trenera młodych zawodników?

- Może młodych niekoniecznie, ale tych z doświadczeniem potrafiłbym poprowadzić. Ale na razie muszę zrobić studia i za wcześnie, by o tym myśleć. Póki co skupiam się na swojej własnej karierze, a na myślenie o odległych planach przyjdzie czas.

Chciałbyś coś dodać?

- Pozdrawiam całą rodzinkę, moją dziewczynę Julię, Mietka Szymajdę i kolegów z Gdańska!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Lowicz24.eu




Reklama
Wróć do