
Manchester City po raz czwarty z rzędu zgarnął trofeum za wygranie mistrzostwa najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii. Nikomu wcześniej nie udało się tego dokonać. Nawet w czasach dominacji Alexa Fergusona, czyli od momentu powstania Premier League, zawsze udawało się komuś przerwać serię United po trzech tytułach. Trzykrotnie zrobił to Arsenal w erze Arsena Wengera.
Maszyna Guardioli
Arsenal, który w tym sezonie miał olbrzymią ochotę na przerwanie serii niebieskiej części Manchesteru. Zresztą prezentował naprawdę solidne argumenty, że może to zrobić. Kanonierzy zdobyli 89 punktów i pobili swój rekord pod względem liczby zwycięstw. Takie wyniki powinny bez problemu dawać mistrzostwo, ale teraz zapewniły jedynie srebrny medal.
To oznacza przede wszystkim fakt, że rywalizacja z bogatym, ale i dobrze zarządzanym City nie należy do łatwych zadań. Wcześniej przekonał się o tym Liverpool i to w jeszcze bardziej dobitny sposób. Zdobywając niebywałe 97 punktów w sezonie 2018-2019, podopieczni Jurgena Kloppa i tak oglądali plecy The Citizens. To pokazuje, że w Premier League można rozegrać naprawdę dobry albo nawet świetny sezon, by na końcu i tak obejść się smakiem. Historia i tak przecież zapamięta zwycięzców.
Do ostatniej kolejki
Z drugiej strony warto pochwalić Kanonierów za dobrą postawę. Niewątpliwie dla postronnego kibica najlepszy scenariusz rywalizacji w topowych ligach to jak najdłuższa gra o najwyższe cele do samego końca. Wielu kibiców śledzących transmisje sportowe na żywo za darmo oraz widzowie przed telewizorami niemal do ostatnich chwil zadawali sobie pytanie kto zostanie mistrzem jednej z najlepszych piłkarskich rozgrywek w Europie.
Arsenal zapewnił zatem kibicom emocje do ostatniej kolejki. Nawet jeśli wielu zgadzało się z tym, że faworyci nie stracą raczej punktów z West Hamem i nie dadzą sobie wydrzeć trofeum na ostatniej prostej. Gdyby nie potknięcia Liverpoolu w końcowej części rozgrywek mielibyśmy jeszcze bardziej imponującą i wyrównaną walkę piłkarskiej elity.
Stracona szansa?
Można powiedzieć, że Arsenalowi po raz kolejny uciekła wielka okazja na przerwanie hegemonii Manchesteru City. Być może o tyle bardziej bolesna, że tym razem zabrakło niewiele. Ostatecznie jednak liczą się zdobyte punkty, więc po prostu należało zaliczyć mniej tak zwanych wpadek, szczególnie z niżej notowanymi rywalami. Trudno tutaj roztrząsać pojedyncze mecze, zwłaszcza że Guardiola i spółka też nie zawsze wygrywali. Niemniej jednak strata punktów w obu meczach z Aston Villą oraz Fulham musiała być dla Kanonierów frustrująca.
Widoki na przyszłość
Tak czy inaczej pytanie czy ktoś będzie w stanie zdetronizować Obywateli ciągle pozostaje aktualne. Odpowiedzi z niecierpliwością będziemy szukać w przyszłym sezonie. Czy będziemy mieli powtórkę z rozrywki i znów te same zespoły będą dyktować tempo w Premier League? Niewykluczone.
Nic nie przemawia za tym, żeby City miało spuścić z tonu. Dalej wydają się głodni sukcesu na krajowym i europejskim podwórku. Sam Arsenal jest chyba w stanie wykręcić jeszcze lepszy wynik. Projekt Mikela Artety zdecydowanie ma ręce i nogi, a progres widać gołym okiem. Przede wszystkim Kanonierzy biją się o mistrzostwo, a nie sam udział w Lidze Mistrzów lub, co gorsza, miejsca 5-8. W klubie nie słychać o chęci odejścia kluczowych zawodników, a raczej o kolejnych wzmocnieniach.
Szansy nie można odbierać innym uznanym markom, choć na ten moment możemy mówić o sporych niewiadomych. Czy Chelsea ustabilizuje formę, co stanie się z Liverpoolem po odejściu Kloppa, jak będzie wyglądać sytuacja w Manchesterze United. W przypadku Premier League jedno wydaje się być pewne - będzie ciekawie.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie