
Łowiczanin Piotr Sędkowski został aktorem, chociaż chciał być wybitnym pianistą. Występuje na deskach warszawskich teatrów, a ostatnio również w serialu „Barwy szczęścia”. Zagrał w filmie biograficznym o Zenku Martyniuku, który trafi na ekrany kin 14 lutego 2020 roku.
Piotr Sędkowski ma 31 lat, a na swoim koncie występy w takich serialach jak „Na Wspólnej”, „Komisarz Alex”, „Ślad” czy „Chyłka. Zaginięcie”. Ostatnio dołączył do obsady serialu „Barwy szczęścia”, gdzie wcielił się w postać Remigiusza Białkowskiego, utalentowanego pianisty i byłego chłopaka Reginy (Kamila Kamińska).
Łowiczanin występuje również na deskach kilku warszawskich teatrów. Pewnego grudniowego wieczoru, w przerwach między wejściami na scenę, opowiedział nam o swoich dwóch największych pasjach, sztuce trudnych wyborów.
Muzyka
Stosunkowo późno, bo w wieku 15, może 16 lat, zaczął się uczyć grać na fortepianie. - Kupiłem gitarę i coś się w niej zepsuło. Oddałem ją do lutnika. Nie miałem co robić, więc zacząłem grać na keyboardzie siostry (Kariny, nota bene instruktorki śpiewu - przyp. red.) - wspomina Sędkowski. Lekcje gry na pianinie pobierał w niepublicznej szkole muzycznej przy ul. Mickiewicza. Do dziś bardzo miło wspomina spędzony tam czas, nauczycieli i dyrektor Joannę Sylwestrzak.
Po zdaniu matury w II Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika, za namową przyjaciela zdawał do Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Tym przyjacielem był Paweł Wakarecy, wybitny pianista, jedyny polski finalista, laureat wyróżnienia i najlepszy polski uczestnik Konkursu Chopinowskiego w 2010 roku. Sędkowski dostał się do klasy fortepianu. - To był cud. Uważałem, że złapałem Pana Boga za nogi i zrobiłem coś niemożliwego - opowiada 31-latek.
Aktorstwo
Na studiach jego ówczesna dziewczyna zabrała go do teatru. - To był Teatr Polski w Bydgoszczy, którego dyrektorami byli wtedy Paweł Łysak i Paweł Sztarbowski. Wówczas to była chyba jedna z najnowocześniejszych scen w Polsce. Odważna, eksperymentalna, zaangażowana politycznie, poszukująca - podkreśla młody aktor. - Pierwszymi spektaklami, które widziałem, były spektakle Jana Klaty i Mai Kleczewskiej, czyli totalnie zaangażowanych, nowoczesnych reżyserów. Bardzo mi się to spodobało. Zajarałem się - kontynuuje.
Jak sam przyznaje, nie był najwybitniejszym studentem akademii muzycznej. - Czułem, że nie będę solistą na miarę Rafała Blechacza czy Krystiana Zimermana i potrzebowałem zmiany - opowiada Sędkowski. Za namową dziewczyny postanowił spróbować swoich sił w szkole teatralnej. I to w Wielkiej Brytanii.
Najpierw spędził rok w Birmingham, gdzie zrobił podyplomowe studia z fortepianu i trafił do Birmingham School of Acting. Później zdał na studia aktorskie w Londynie. - Wtedy jeszcze nie byłem pewien, czy to jest to, co chcę robić w życiu - przyznaje zielonooki blondyn.
Tęsknił za Polską i za innym rodzajem teatru. Wrócił do kraju i studiował aktorstwo na Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Zaczął pojawiać się w polskich serialach. Od października można go oglądać w „Barwach szczęścia” na TVP 2.
Absolwenta łowickiego „Medyka” można aktualnie zobaczyć w spektaklach wystawianych w Warszawie. Gra w „Borysie Godunowie” Petera Steina i „Dziadach” Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Polskim oraz pojawia się w spektaklu „Capri. Wyspa uciekinierów” Krystiana Lupy w Teatrze Powszechnym.
Natomiast w Warszawskiej Operze Kameralnej w musicalu „Przerwana cisza” w reżyserii Michała Znanieckiego i z muzyką Krzesimira Dębskiego gra na fortepianie i śpiewa.
- Libretto napisał prof. Henryk Skarżyński, wybitny otolaryngolog, który założył Światowe Centrum Słuchu i Mowy Kajetany. Musical powstał na podstawie historii pacjentów profesora, w tym Grzesia Płonki, chłopaka, który przez lata żył z diagnozą wad wrodzonych i autyzmu. Tymczasem w wieku 14 lat okazuje się, że chłopak ma problemy ze słuchem, a po założeniu implantu okazuje się być wybitnie uzdolniony muzycznie.
- Grzesiem inspirowałem się tworząc postać Piotra, pacjenta Kajetan, który po założeniu implantu zostaje muzykiem i robi światową karierę - opowiada łowiczanin.
Od niedawna Sędkowskiego można oglądać również w spektaklu „Źli Żydzi” w reżyserii Maćka Kowalewskiego. Sztuka miała premierę 7 grudnia w Teatrze Ateneum. - Zapraszam koniecznie, to świetny spektakl, zrobiony ze świetnymi ludźmi: Olgą Sarzyńską, Julią Konarską, Martą Ojrzyńską, Pauliną Gałązką i Wojtkiem Brzezińskim.
Zenek
14 lutego 2020 roku odbędzie się premiera filmu „Zenek” opartego na biografii Zenona Martyniuka i opowiada o jego drodze od „chłopaka znikąd ” do niemal ikony muzycznej. - To taki amerykański sen – przyznaje Piotr Sędkowski, który wcieli się w rolę gitarzysty popularnego zespołu disco polo.
- Dariusz, czyli grana przeze mnie postać jest często obok, ale to postać drugoplanowa - tłumaczy nasz rozmówca. - Mogę mieć takiego pecha jak Gary Oldman w „Cienkiej czerwonej linii”, który spędził miesiąc na planie, nagrał parę wspaniałych scen, po czym reżyser stwierdził, że te sceny są mu do niczego niepotrzebne i Oldman „wylądował w śmietniku”.
Rodzina
Poszukując swojej życiowej drogi, zmieniając kraje i uczelnie, Sędkowski zawsze miał ogromne wsparcie ze strony mamy i siostry. - Dostałem niesamowity prezent w postaci takiej bliskiej i dopingującej rodziny - mówi z wdzięcznością.
- Wydaje mi się, i to nie tylko przy okazji świąt, czy w kontekście wolnego zawodu, który uprawiam, że to jest niesamowicie ważne, w życiu każdego z nas, mieć takie osoby u swojego boku - przekonuje. Jak dodaje, miał szczęście poznać ogromną ilość cudownych, pięknych ludzi.
Mama Hanna zawsze mu powtarzała, że powinien mieć marzenia i starać się je realizować. - Wiem sam po sobie ile razy bałem się coś zrobić, odezwać do kogoś, poprosić o pomoc itd. Wtedy często słyszałem „jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz” albo „jak nie drzwiami, oknem”.
- I tak jest. Nic się nie zmieni, jeśli, sami czegoś nie zrobimy. Z akcentem na sami. Bo to że ktoś coś robi kilka razy, nie znaczy, że my zrobimy to tak samo. Możemy osiągnąć zupełnie inny efekt - tłumaczy.
Święta
Boże Narodzenie spędzi w rodzinnym Łowiczu. - Moją ulubioną potrawą na wigilijnym stole są zupa grzybowa i barszcz z uszkami, chociaż zawsze mi się marzy, żeby nawet na święta podawano czarninę, bo kocham tę zupę ponad wszystko! - śmieje się. - Jestem wielkim fanem śledzi, we wszelkich odmianach. Nigdy nie lubiłem za to karpia.
Najfajniejszym prezentem znalezionym pod choinką była kolejka. - To był początek lat 90. Musiałem mieć wtedy 5, a może mniej lat. Ciuchcia z torami musiała mnie niesamowicie zachwycić, skoro do dziś ją pamiętam - to chyba był wtedy po prostu siódmy cud świata - wspomina z rozrzewnieniem.
Fot. Łukasz Saturczak