
W listopadzie 2023 roku minęło pięć lat od wypadku Kasi Stańczyk z Lenartowa, który zupełnie zmienił życie młodej mamy i jej bliskich. 36-letnia dziś kobieta nadal jest zależna od innych i wymaga rehabilitacji. Robi jednak postępy. I nie przestaje marzyć.
O historii Kasi Stańczyk pisaliśmy na naszym portalu wielokrotnie. 15 listopada 2018 roku mieszkanka gminy Kocierzew Południowy ucierpiała w wypadku samochodowym na autostradzie A2. Pojazd, którym podróżowała, został zmiażdżony przez dwie ciężarówki.
- Staramy się nie wracać pamięcią do tego dnia. Czasem Kasia zapyta, jak to było, ponieważ niczego nie pamięta. Wtedy jej opowiadam. Ale staram się do tego nie wracać, bo to nie są miłe wspomnienia i nie są one nam do niczego potrzebne. Żyjemy pozytywnymi myślami – mówi Marta Polańska, siostra Kasi.
Po wypadku Kasia była w ciężkim stanie, znajdowała się w śpiączce. Rokowania nie były pomyślne. Lekarze przewidywali, że już nigdy może nie być z nią kontaktu. Że po urazie głowy stanie się osobą, która nie odzyska świadomości. Kasia jednak walczyła, a razem z nią jej najbliżsi.
- Najbardziej przełomowym momentem było to, gdy Kasia zaczęła mówić i nawiązaliśmy z nią kontakt. Około pół roku po wypadku powiedziała pierwsze słowa i już wtedy wiedziałam, że jest z nami. Podawała swoje dane, wiedziała jak się nazywa, gdzie mieszka i że ma dzieci, pamiętała nawet kod do odblokowania telefonu – wspomina Marta Polańska.
Zaczęła się długa walka o powrót do zdrowia i sprawności. Kasia nie była w tym sama, mogła i wciąż może liczyć na pomoc starszej siostry i mamy.
- Dla mnie to było naturalne. Kasia jest moją siostrą, przed wypadkiem miałyśmy bardzo dobry kontakt, wspierałyśmy się, byłyśmy dla siebie przyjaciółkami. Ona zawsze mogła na mnie liczyć, a ja na nią – podkreśla pani Marta. Obie mieszkały wtedy w rodzinnym domu w Lenartowie.
Chociaż Kasia zrobiła ogromne postępy, to wciąż wymaga rehabilitacji. Głównie ruchowej, ale też logopedycznej. Codziennie ćwiczy w domu z rehabilitantami przez około 2 godziny, w miarę możliwości finansowych wyjeżdża na turnusy rehabilitacyjne, które trwają dwa tygodnie lub miesiąc, w zależności od ośrodka. Ćwiczy tam nawet po 5-6 godzin dziennie.
- Niestety Kasia cały czas jest zależna od drugiej osoby, nie jest w stanie sama zrobić przy sobie takich czynności, które my wykonujemy na co dzień. Nie usiądzie sama na wózku, nie zje samodzielnie posiłku ani nie zdoła sama stać – wymienia pani Marta.
Rehabilitacja oczywiście wymaga nakładów finansowych. Jak mówi siostra niepełnosprawnej kobiety, kilka lat temu koszt dwutygodniowego turnusu oznaczał wydatek rzędu 7-8 tysięcy złotych, teraz to nawet 13 tys. złotych. Rehabilitacja domowa kosztuje od 100 złotych za godzinę.
- Czasami Kasia ma dosyć, bo wiadomo, że to ciężka praca i ból przy rozciąganiu mięśni, ale cały czas robi postępy. Gdybyśmy dostali informację, że to nie ma sensu, że nic więcej nie zdziałamy, to pewnie byśmy się poddali, ale cały czas słyszymy od rehabilitantów, że Kasia ma potencjał – wyznaje pani Marta.
W pierwszych miesiącach po wypadku szerokim echem odbiła się akcja „Budzimy Kasię”. Utworzono internetową zbiórkę pieniędzy, organizowano różne wydarzenia charytatywne. Nadal bardzo dużym wsparciem finansowym jest 1,5 procenta z podatku dochodowego, który można przekazać na rzecz Kasi Stańczyk.
- Wiadomo, że wcześniej było więcej wydarzeń, ponieważ na początku każdy był poruszony historią Kasi. Naprawdę wiele osób nam wtedy pomogło. Życie płynie jednak swoim tempem, są kolejne osoby potrzebujące pomocy – zdaje sobie sprawę siostra 36-latki.
Ostatnio z inicjatywy Jadwigi Wróbel, prezes stowarzyszenia Dla Naszej Wsi, zorganizowano charytatywną zabawę sylwestrową w Wiciu. Dochód z imprezy pozwolił na zakup podjazdu dla wózka inwalidzkiego Kasi.
- Wcześniej mieliśmy drewniane szyny, prowizorycznie zrobione naszymi siłami. Były bardzo ciężkie i niezbyt wygodne do zjeżdżania wózkiem, ponieważ były trochę strome. Potrzebne były dwie albo trzy osoby, żeby je przenieść na schody i ustawić – opowiada pani Marta.
Rodzina Kasi planowała zakup podjazdu, ale nie był to cel priorytetowy. Najważniejsza była i jest rehabilitacja. - W przyszłości mieliśmy zainwestować w zakup szyn, ale pani Jadzia przyszła nam z pomocą. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni – mówi pani Marta.
Jak dodaje, siostra szczególnie w okresie wiosenno-letnim bardzo często przebywa na podwórku i chętnie spędza czas na świeżym powietrzu. - Nie jest osobą, która tylko siedzi w czterech ścianach – przekonuje.
Dużą motywacją do dalszej pracy dla Kasi są jej dzieci. Antoś skończył niedawno 10 lat, a Michasia w czerwcu zdmuchnie dziewięć świeczek z urodzinowego tortu. - Są jej całym światem. Jest mamą w stu procentach, kocha swoje dzieci, to dla nich chce walczyć i powrócić do sprawności – przyznaje pani Marta.
Marta Polańska wierzy, że jej siostra będzie samodzielna. - Na tę chwilę jest pionizowana, uczy się chodzić na specjalnym urządzeniu. Na razie musi wzmocnić tułów, żeby stać – wyznaje nasza rozmówczyni.
Gdy pytamy, czy Kasia ma jakieś marzenia, siostra wyznaje, że takim bardzo odległym jest samochód przystosowany do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Mieszkanka Lenartowa na pewno ucieszyłaby się z windy, ponieważ przed wypadkiem mieszkała na piętrze domu, a obecnie zajmuje pokój siostry na parterze.
Kasia najbardziej jednak marzy o tym, aby wybrać się na koncert Dawida Podsiadły. Jest jego wielką fanką. Uśmiecha się, gdy jej siostra pokazuje nagranie, w którym popularny wokalista życzy jej powrotu do zdrowia.
Wciąż aktywna jest zbiórka na portalu zrzutka.pl, dzięki której można wesprzeć Kasię Stańczyk w jej dążeniu do sprawności: https://zrzutka.pl/w2hv9j
Aby przekazać 1,5 % podatku należy wpisać numer KRS 0000 1832 83 i cel szczegółowy: Stańczyk Katarzyna Lenartów.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie