
Tym razem pogoda jako tako sprzyjała i nie trzeba było, jak to już bywało, w trybie nagłym uciekać do hali sportowej. Na Starym Rynku rozbłysły światełka na miejskiej choince, więc to znak, że Święta Bożego Narodzenia zbliżają się nieuchronnie. Ten zwyczaj akurat bardzo mi się podoba, bo pomyślany jest głównie jako atrakcja dla najmłodszych, a i dla starych, takich z mojego pokolenia, też coś się tym razem znalazło.
Tym razem pogoda jako tako sprzyjała i nie trzeba było, jak to już bywało, w trybie nagłym uciekać do hali sportowej. Na Starym Rynku rozbłysły światełka na miejskiej choince, więc to znak, że Święta Bożego Narodzenia zbliżają się nieuchronnie. Ten zwyczaj akurat bardzo mi się podoba, bo pomyślany jest głównie jako atrakcja dla najmłodszych, a i dla starych, takich z mojego pokolenia, też coś się tym razem znalazło. Choćby „Czerwone Gitary”, które z oczywistych powodów nie są już tymi samymi słynnymi „Czerwonymi Gitarami” z lat sześćdziesiątych, kiedy Polska dosłownie szalała na ich punkcie, jak świat na punkcie ”Beatlesów” czy „Rolling Stonesów”. Pierwszy skład został już tylko w wersji szczątkowej (Kosela i Skrzypczyk). I oczywiście pozostał znakomity repertuar. Bardzo melodyjny, który i teraz pewnie może porwać niejednego młodego. Przy okazji podziękowania dla Ewy Mazurkiewiczowej, która jeszcze jako nastoletnia Ewa Grzegorkówna z Górek, uczennica maturalnej klasy LO im. Chełmońskiego, zakładała w Łowiczu fan club „Czerwonych Gitar”. Jeden z pierwszych w Polsce. A teraz to głównie za jej sprawą (i koneksjami na Wybrzeżu) „Czerwone Gitary” zjawiły się na łowickim Starym Rynku. Szkoda tylko, że z połową normalnego koncertu (z przyczyn niezależnych od samego zespołu), ale dobre i to. A przy okazji skorzystają też, pewnie jeszcze przed świętami, bezdomne zwierzęta, bo i o nich pomyślano przeznaczając jakieś gadżety na aukcję, a dochody na dokarmianie tejże zwierzyny.
W swoich felietonach, pisanych przed Bożym Narodzeniem, już kilka razy upominałem się o porządną szopkę, z figurami naturalnej wielkości, ustawioną na Starym Rynku, najlepiej od strony katedry. Widywałem takie, przepiękne zresztą szopki, w miastach i miasteczkach północnych Włoch podczas służbowych, komentatorskich podróży. Sugerowałem też, że Ziemia Łowicka ze swym folklorem i artystami ludowymi, także rzeźbiarzami, powinna mieć taką własną, niejako reprezentacyjną szopkę. Włodarze miasta stwierdzili, że pomysł im się bardzo podoba i że taka szopka w Łowiczu też powstanie. I na te Święta pomysł ma ponoć być zrealizowany, a szopka powstać w miejscu chyba do tego najlepszym, mianowicie w zamkniętej na co dzień dzwonnicy, od strony Starego Rynku. Więc już teraz brawo!
Skoro o folklorze. To oczywiście dobrze, że znajdują się pieniądze na wspieranie rozmaitych wydawnictw czy filmów prezentujących łowicką ludową kulturę i jej twórców. Zawsze zastanawia mnie jednak jedna kwestia. Jakie są szanse na to, by takie dzieła dotyczące łowickiego folkloru były prezentowane szerzej. W kraju, ale i za granicą. W przeciwnym razie bowiem wiele działań promocyjnych i zachwyt nad nimi odbywa się zgodnie ze starą ludową maksymą: „- Mamo! Chwalą nas! - Kto? - Wy mnie, a ja Was”. Na razie wiem tyle, że krótki film promujący Łowicz autorstwa Michała Sierszaka był pokazywany na rozmaitych targach turystycznych, można go było obejrzeć w Internecie (z tym akurat generalnie nie ma problemu) i jeszcze przy paru innych okazjach. Jaki miał wpływ na zainteresowanie Łowiczem, trudno ocenić. Nie znaczy to jednak, że takie działania pozbawione są merytorycznego uzasadnienia. Zanim się jednak wyda pieniądze warto mieć choćby cień gwarancji na to, że nie będzie to kiszenie się we własnym sosie.
Piękny jubileusz 25-lecia sakry biskupiej obchodził w tych dniach pierwszy biskup łowicki, obecnie biskup-senior, Alojzy Orszulik. Postać niezwykle zasłużona w odzyskiwaniu przez Polskę prawdziwej, a nie udawanej, wolności. Wiele zrobił też dla Łowicza. Więc i ode mnie, skromnego dziennikarza, komentatora i felietonisty, wielkie gratulacje i słowa podziękowania oraz życzenia wielu lat w jak najlepszym zdrowiu. Gdy jednak oglądam podobne uroczystości w łowickiej katedrze, zawsze uderza mnie jedno. W pierwszym szeregu pan starosta, pan burmistrz, przewodniczący rady powiatu i miasta. A diecezja łowicka to przecież nie tylko Łowicz. To także (na marginesie większe od Łowicza) Skierniewice, Kutno, Żyrardów czy Sochaczew. Szkoda więc, że ten areopag lokalnej władzy na takich uroczystościach ogranicza się do samego Łowicza. Która notabene, szczególnie ta z powiatu, zawsze chętnie staje w pierwszym szeregu.
Na koniec troszkę o wielkiej polityce. Rozśmieszył mnie otóż, nie pierwszy raz, szef PSL-u Janusz Piechociński twierdząc, że kierowane przez niego ugrupowania to partia współpracy. Więc chciałem zapytać, jak układa się ta współpraca w łowickim powiecie pomiędzy radnymi PSL-u z radnymi innych opcji (nie licząc jedynego gościa z PO)? Pytanie jest rzecz prosta z gatunku retorycznych, bo wszyscy dobrze wiemy, jak. Pokaz chęci do współpracy został zademonstrowany już na pierwszej sesji.
Z Piechocińskim miałem do czynienia raz w życiu i stanowczo twierdzę, że to facet mało poważny. Otóż przed paroma laty, gdy Polsce i Ukrainie przyznano organizację piłkarskich mistrzostw Europy, znany trener i działacz, Andrzej Strejlau, próbował stworzyć przy PZPN-ie komisję, która w kontekście Euro miałaby zając się współpracą z terenem. Tak, by dla całej Polski było to wielkie święto sportu. Rolę przewodniczącego zaproponował posłowi Januszowi Piechocińskiemu, mnie widział jako sekretarza komisji. Sprawa ograniczyła się do jednego, zorganizowanego przez posła Piechocińskiego, spotkania w Sejmie i wypiciu kawy w gabinecie ówczesnego wicemarszałka Sejmu, Jarosława Kalinowskiego. Kilkanaście razy pytałem później Strejlaua, co dalej z naszą komisją? Zawsze słyszałem tę samą odpowiedź: - To zależy od Piechocińskiego. I co? Ano nic. Do samego EURO zapracowany i zajęty swoją karierą poseł nie miał już czasu na takie drobiazgi. Zawsze jednak on i jego „partia współpracy” miała dość czasu, by przymilić się tym, którzy władzę realnie sprawowali. I uszczknąć dla siebie wcale nie mały kawałek państwowego tortu.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie