
Emocje wyborcze jeszcze się nie skończyły. Przynajmniej nie dla wszystkich. W najbliższą niedzielę, w Andrzejki, mieszkańców wielu polskich miast i gmin, przynajmniej tych, którym nie jest wszystko jedno, kto będzie u nich prezydentem, burmistrzem czy wójtem, czeka znów wizyta w wyborczych lokalach.
W Łowiczu wybory burmistrza od dawna budzą wiele emocji i tak, jak się spodziewałem, będzie druga runda, można by powiedzieć – używając sportowej terminologii – finałowa (albo tie break). Przewidywałem też, że w drugiej rundzie rywalem Krzysztofa Kalińskiego będzie Jarosław Śmigiera, co też się i stało. Obu cenię za rozmaite walory. Opozycja wobec dotychczasowego burmistrza wśród samych mieszkańców, jak i lokalnych polityków była jednak bardzo silna, czego dowodem fakt, że przegrana czwórka in corpore wsparła pana Jarosława. Trochę to może dziwne, bo o ile lokalna, powiedziałbym łowicka zawziętość, podpowiadała im, że należy wspólnie powalczyć z Kalińskim, to chłodne rozumowanie podpowiada, że wrzucenie do jednego garnka poglądów wyznawanych przez całą czwórkę (o ile jakiekolwiek poglądy -poza parciem do władzy i kasy - mają) jest trudne do pogodzenia. Ale niejednym zdziwieniem nawet ta „wielka” krajowa polityka nas zaskakiwała.
Nie jest moim zadaniem prowadzenie kampanii wyborczej ani faworyzowanie kogokolwiek. Nie jestem też mieszkańcem Łowicza, więc głosował na żadnego z nich nie będę. Sądzę jednak, że faworytem tej dogrywki jest Krzysztof Kaliński, którego komitet (wspólnie z sojusznikami) w sposób zdecydowany wygrał wybory do rady miasta. Jeśli tak się stanie, to do Krzysztofa Kalińskiego już teraz mam gorącą prośbę. Proszę nie traktować Jarosława Śmigiery jako wyborczego rywala, ale zaproponować mu w przyszłości konkretną współpracę, bo jego intelektualny potencjał powinien być w mieście lepiej niż do tej pory wykorzystany. Dajcie też przykład władzom powiatu, gdzie zawziętość ciągle jest wielka i tak, jak można było się spodziewać, mój apel sprzed tygodnia (i jemu podobne z innych stron) to rzucanie grochem o ścianę.
Na czwartek, dwudziestego siódmego listopada, wyznaczono pierwszą sesję rady powiatu, więc zapewne oficjalnie poznamy nazwisko nowego (starego) starosty. Przewaga PSL-u, który do kompanii ma jednego radnego z PO i jednego z własnego komitetu nazywanego PSL-em bis, jest jednak bardzo krucha. Jedenaście do dziesięciu. Podobno zanosi się na zmiany, co byłoby – być może - pewną korzyścią dla samego powiatu. O ile nowy starosta (jeśli taki będzie) zdecyduje się na rzeczową i konstruktywną współpracę z opozycją, która – o czym mówi choćby historia ostatnich dwóch lat – za chwilę może opozycją nie być. Zasada „chłop żywemu nie przepuści” może się bowiem rychło przekształcić w cytowanie Wyspiańskiego („miałeś chamie złoty róg”). A takich cytatów nikt przecież nie lubi. Warto chyba też przypominać, szczególnie tym, co często „modlą się pod figurą”, o tym, że warto miłować bliźniego swego, jak siebie samego.
Wreszcie gminy. Dogrywki odbędą się w Nieborowie, Łyszkowicach, Kocierzewie i Bielawach. Wszędzie będzie interesująco, choć najciekawiej chyba w dwóch pierwszych. W Nieborowie niezwykle intensywną kampanię i nie zawsze fair prowadzi dotychczasowy wicestarosta Dariusz Kosmatka, który narzekał wcześniej na innych, ale sam też w finałowej fazie do końca nie wytrzymuje chyba nerwowo obiecując czasem „złote góry”. Nie podoba mi się też to, że w jego kampanię włączył się jeden z proboszczów, co absolutnie nie powinno mieć miejsca, a dowodem tego choćby wielki billboard wiszący na kościelnym murze. W Łyszkowicach sytuacja jest kuriozalna i paradoksalna. Do tego stopnia, że w jednej z łódzkich gazet przeczytałem nawet, że kandydatem na wójta jest Włodzimierz T. Tak, jak pisałem, jeśli wygra, to i tak stanowiska wójta nie obejmie, bo w jego prawnej sytuacji (wyrok skazujący, choć gwoli ścisłości jeszcze nie prawomocny; jest druga instancja) jest to niemożliwe. Wtedy do urzędu gminy wejdzie komisarz. Podobno w samym urzędzie istnieje obawa, że jeśli wygra konkurent Wlodzimierza T., Adam Ruta, to wtedy zapanuje tam policyjny dryl. A tego nikt nie lubi. Może poza masochistami.
Zielone ludki na zielonej wyspie (P.S. do felietonu)
Zwycięzcy wyborów do rady powiatu mieli dość czasu na solidne opicie sukcesu szlachetnymi nawet trunkami (choć chłopskie gardła preferują raczej czyste gatunki) i można było przystąpić do dzielenia powiatowych stołków. Triumfalizm lokalnych PSL-owców wsparty coraz większą arogancją nie pozwolił na dzielenie się władzą z oponentami, o co apelowałem nie tylko ja. Z tego, co mi wiadomo druga strona proponowała, by jakoś po ludzku się ułożyć i wspólnie działać dla dobra powiatu, ale jej sugestie zostały odrzucone. W najbliższych latach większość głosowań będzie się więc kończyć wynikiem 11:10.
Były premier Donald Tusk nazwał kiedyś Polskę zieloną wyspą na szarej mapie Europy i tylko dziw człowieka ogarnia, że z tej zielonej wyspy stworzonej nam przez rządy koalicji PO-PSL ciągle tysiące ludzi uciekają a to na szare Wyspy Brytyjskie, a to do równie szarych Holandii, Niemiec czy krajów skandynawskich. Tusk nie sądził zapewne, że wizja zielonej wyspy w innym wymiarze spełni się po ostatnich samorządowych wyborach. Dowodem powiat łowicki i wiele innych powiatów i województw w Polsce, gdzie raptownie i niespodziewanie zrobiło się faktycznie we władzach zielono od zielonych ludków spod znaku czterolistnej koniczynki.
Przewaga zielonych w powiatowej radzie jest jednak krucha, więc dwóm radnym, jednemu z PO, już wcześniej zblatowanemu z PSL-em, drugiemu z własnego komitetu, nazywanego - jak się okazuje nie bez racji – PSL-em bis, trzeba było dać w tym handelku stanowiskami coś intratnego. Pierwszy został więc przewodniczącym rady, drugi wicestarostą. Szczególnie podziwiam nowego przewodniczącego rady, który nie tak dawno już nim był, a gdy go z funkcji odwołano, to na sesji rady (czego byłem świadkiem) wyrażał zadowolenie ze zwolnienia go z pełnionej funkcji, bo zdjęto mu wielki kłopot z głowy. Ale jak widać jest masochistą i lubi mieć kłopoty. Wśród niektórych ortodoksyjnych wiernych samobiczowanie bywało formą zadawanej sobie pokuty, więc być może o to właśnie chodzi. Jeśli tak, to wyrazy uznania. Starostę mamy też sprawdzonego, który dla dobra powiatu i jego ludności już wcześniej gotów był nawet zrezygnować z własnego biznesu. Poświęcenie godne podziwu.
I jeszcze jedno. Jednym z wiceprzewodniczących rady został Dariusz Kosmatka, teraz z PiS-u. Czyżby więc rezygnował z walki o stanowisko wójta gminy Nieborów w niedzielnej drugiej turze? Czy to tylko „tak na wszelki wypadek”?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie