Reklama

Dwie strony medalu - inne spojrzenie na historię Angeliki Woźniak

W poniedziałek rozmawialiśmy z Angeliką El Moujahid (rod. Woźniak) na temat przyczyn przerwania kariery sportowej. Wśród nich wymieniła wiele czynników, ale dziś skupimy się na relacji z dziadkami, którzy wychowywali ją od 3 roku życia.

Do naszej redakcji zgłosiła się babcia Angeliki, Bogusława Bartczak, by odnieść się do wywiadu, którego udzieliła na łamach naszego portalu jej wnuczka.

- Wylała się na nas lawina krytyki, a my się na to nie zgadzamy, bo to wszystko nieprawda - mówi pełna emocji, po czym opowiada: - Oskarża nas o zakończenie kariery? Przerwała naukę, nie chciała się uczyć, ani mieszkać w internacie i tym spowodowaliśmy, że karierę zakończyła? Jest nam bardzo przykro, bo wychowałam troje dzieci i moje dzieci nie miały tyle, co ona. Nie ma dla nas żadnej wdzięczności, ona nas tak sponiewierała, że nam serce pęka.

Rozmowa schodzi na pieniądze. Trudno uniknąć tego tematu, gdy wnuczka kierowała w stronę państwa Bartczaków oskarżenia o konieczność samodzielnego utrzymywania się po osiągnięciu pełnoletności.

- Ona nie miała pieniędzy za mało, tylko za dużo. Ją sponsorował mój syn: co miesiąc dostawała 400 złotych, ja jej dawałam pieniądze, chrzestna też. Wyprawiłam jej osiemnastkę, dostała 7 tysięcy. Składałam jej też pieniądze na książeczkę w banku spółdzielczym, a gdy miała 19 lat przekazałam jej na konto 45 tysięcy złotych z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, to powiedziała "babciu, to jest za mało, ty mi powinnaś dać sto tysięcy". Nam było bardzo przykro.

Angelika spytana o taką sytuację przyznaje, że dostała 45 tysięcy z PCPR, ale dodaje, że uwaga na temat większej kwoty została źle zrozumiana przez jej babcię.

- Przykro mi, że trzeba robić drugą część wywiadu i nie ma w nich żadnej refleksji. Widzisz, bardzo chętnie oddałabym jej te pieniądze i niech sobie ułoży za nie życie w Warszawie od zera, nie ma problemu - mówi. - 7 tysięcy o których mówi dostałam od gości na osiemnastce. I ja powiedziałam raz, że JEŻELI zbierałaby całą kwotę z tej organizacji to byłoby ponad 100 tysięcy. I jasne, mam świadomość, że duża część tych pieniędzy poszła na opiekę nade mną. Ale to, że po 18 roku życia dostawałam pieniądze to już kłamstwo: babcia przestała mi je oddawać tuż po 18-stce, a wujek, który pełnił rolę sponsora przestał pomagać zaraz po urodzeniu dziecka. Nie miałam pretensji, bo wiedziałam, że ma ważniejsze wydatki.

Ludzie mogą powiedzieć, że mogłam opłacić wynajem z otrzymanych 45 tysięcy - mogłam, ale wiedziałam, że to pierwsza i ostatnia rzecz, którą dostanę. Chciałam je zainwestować i później to zrobiłam. Babcia mówiła, żebym kupiła sobie mieszkanie za te pieniądze. Zostawię to bez komentarza, bo nawet w Głownie nie ma takich cen, a co dopiero w Warszawie.

Pani Bogusława zaprzecza. Przyznaje, że narodziny dziecka mogły sprawić, że sponsor Andżeliki mógł przeznaczać na jej rozwój mniejsze fundusze, ale nie odciął ich całkowicie.

- Te pieniądze, które dostawałam z PCPR-u składałam na książeczkę z dobrej woli, przecież ja miałam je na jej utrzymanie – opowiada. - Dokładałam do tego ze swoich pieniędzy, a teraz mówi o nas w ten sposób.

- Rozumiem, że niektórzy mogą wierzyć w wersję babci, bo umie manipulować, sama się na to nabrałam - dodaje Angelika. - Przed przekazaniem tych 45 tysięcy babcia powiedziała, że muszę przyjechać do sądu, bo PCPR założył sprawę, abym je dostała. Po przyjeździe do sądu okazało się, że sprawę założyła ona sama, bo chciała założyć wspólne konto, by kontrolować pieniądze. Wszystko mówiła łamiącym się głosem, a ja siedziałam osłupiona, nim do mnie dotarło, jak mną manipulowała.

- Jak ja mogłam nią manipulować? Chciałam dać te pieniądze trochę później, gdy będzie trochę starsza, ale przecież nie chciałam ich zatrzymać dla siebie. Nie przepiłam ich, ani nie przepaliłam, tylko jej składałam... Ale ona chciała je mieć „na już” - powiedziała pani Bogusława. - Ona w internacie nie chciała mieszkać, bo tam musiała wrócić przed 22, ale nie musiała się do tego dostosowywać, bo ona była celebrytką. Była gwiazdą.

- Nie chciałam o tym mówić, ale babcia dobrze wiedziała co się stało a mimo to postanowiła kolejny raz kłamać. Nie chciałam mieszkać w internacie, ponieważ jedna z pracownic wyzywała mnie od prostytutek, tak jak mówiłam w poprzednim wywiadzie powiedziałam to moim dziadkom ale nic nie zrobili, pozwalali mnie tak traktować. Właśnie dlatego nie chciałam tam mieszkać – powiedziała Angelika.

- Skąd ja mogłam o takich rzeczach wiedzieć? Angelika mówiła nam tylko, że któraś z pań ma do niej pretensje, że nie przychodzi na czas – relacjonuje babcia.

- A to prawda, że w wieku 18 lat powiedzieliście jej, że musi się sama utrzymywać?

- Gdy skończyła 18 lat, pojechaliśmy do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, żeby załatwić formalności, by sama odbierała pieniądze, które wcześniej trafiały na moje konto - mówi pani Bogusława. - To było 600 złotych. Ale my cały czas dawaliśmy jej pieniądze, wie Pan jak to jest: gdy ma się jedną wnuczkę, to się na nią dmucha i chucha. Ja wiem, że teraz można kogoś opluć i iść dalej z podniesioną głową, ale nas to bardzo boli.

Angelika zaprzecza, że po ukończeniu 18. roku życia otrzymywała pieniądze.

Pani Bogusława twierdzi, że Angelikę zmieniło mieszkanie w Warszawie - a dokładniej trzeci rok w liceum. Potwierdza jeden zarzut: o wymeldowanie wnuczki z Głowna. Zaznacza jednak, że Angelika podkreślała, że nie będzie tu mieszkać, a dopóki była zameldowana w Głownie wraz z mężem musieli opłacać kolejne rachunki, choćby za śmieci.

Rozmowa zeszła także na relacje rodziny z mężem Angeliki, pochodzącym z Maroka. W wywiadzie była lekkoatletka mówiła "mój mąż zawsze bardzo chciał jeździć do Głowna i ich szanował (dziadków - przyp. red). Po tym, jak babcia stanęła w obronie męża chrzestnej, który zachował się wobec niego w rasistowski sposób, zerwałam z nimi kontakt".

- On jest naprawdę dobrym człowiekiem, a Angelika nastawia go przeciw naszej rodzinie - relacjonuje pani Bogusława, po czym przypomina opisany wyżej incydent: - Jej mąż miał wiszące sznurki u spodni, mój zięć je pociągnął i to się przerwało i z tego wyszła taka afera... Na drugi dzień zięć przyjechał i zapłacił za te spodnie, żeby nie miała pretensji, a Angelika odjechała z hukiem od nas.

Do tej sytuacji inaczej podchodzi Angelika. Uważa to zachowanie za przeważające szalę goryczy.

- Nie chodzi o zniszczenie spodni, a o to, że go nie bronili. Powiedziałam stop, to już koniec, bo tak potraktowali osobę, dzięki której mieliśmy jakąkolwiek więź - kwituje dziewczyna.

- Ona się po prostu wybieliła, że skoro nie trenuje, to zrzuci winę na nas – tłumaczy nam babcia Angeliki. - Niestety. Nie chciała się uczyć, ani skończyć liceum. Sama chciała być dorosła, tak jak mówiłam, po 18 roku życia chciała sama dostawać pieniądze. Ja jej zawsze dawałam pieniądze dwa razy w miesiącu, żeby ich nie przetraciła.

- Winny się tłumaczy - odpowiada krótko spytana o to Angelika, ale po chwili rozwija myśl na temat relacji z dziadkami. - Jeśli nie chciałabym się uczyć to w tym momencie bym nie studiowała i powtarzam, że nie dostawałam pieniędzy po skończeniu 18 lat. Moi dziadkowie mieli ze mną dość płytki stosunek, nigdy nie zapytali: czy wszystko okej? Jak się czujesz? Dziadek zawsze pytał tylko ile rzucam, a babcia pytała tylko czy schudłam. Uważam, że wyglądałam dobrze, patrząc na dyscyplinę jaką uprawiałam, mimo to przez ich komentarze miałam kompleksy.

- Zwracałam jej uwagę, ale to przecież dla jej dobra, nie chciałam jej krzywdy. My nie jesteśmy żadną patologią, po prostu chcieliśmy, żeby ten dzieciak coś osiągnął, a teraz nas obwinia za koniec kariery, mówiąc, że nie ma pieniędzy - podsumowuje rozmowę pani Bartczak. - 15 lat miałam nad nią opiekę i myślałam, że wyrośnie na lepszego człowieka.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Lowicz24.eu




Reklama
Wróć do