Reklama

Gruszki na wierzbie czyli Miczurin przyjechał do Domaniewic

25/02/2014 10:08

Powrót w rodzinne strony i w domowe pielesze zmęczył mistrza olimpijskiego Zbigniewa Bródkę bardziej niż całe igrzyska w Soczi, co było widać gołym okiem podczas poniedziałkowej, wieczornej fety w Domaniewicach. Mistrz musiał zresztą na kilkadziesiąt minut zejść ze sceny, żeby zaczerpnąć świeżego, domaniewickiego powietrza, bowiem niewiele brakowało, żeby trzeba było wzywać pomoc medyczną.

W podobnym przypadku góralskim sprytem wykazali się skoczkowie z dubeltowym mistrzem Kamilem Stochem, bo zamiast do Warszawy czy Krakowa polecieli do Zurichu (na tamtejszym lotnisku oczywiście sensacją być nie mogli), a stamtąd pod osłoną nocy rozjechali się samochodami do domów, o co zresztą kibice i dziennikarze mieli pretensje. Ale skoczkowie są w innej sytuacji. Oni o żadną nową inwestycję nie walczą, od lat są na rozmaite sposoby dopieszczani, można powiedzieć (przynajmniej tak się kiedyś mawiało), że brakuje im ptasiego mleka. Mają tylko wygrywać i z tego zadania wywiązują się znakomicie. Przecież oprócz niezwykle już utytułowanego Kamila Stocha mamy aktualnych mistrzów świata juniorów, i to zarówno indywidualnie, jak i w drużynie.

Panczeniści ze Zbigniewem Bródką w roli głównej musieli „wziąć na klatę” niespodziewaną popularność, której nigdy wcześniej przecież nie doświadczyli. Musieli i zapewne chcieli, bowiem oni jak nikt inny walczą o przyszłość nie tyle własną, co swojej dyscypliny. A żadna z przyszłościowych inwestycji nie jest w ostatnich dniach tak w Polsce dyskutowana, jak kryte lodowisko dla panczenistów. Choć nie jest to inwestycja za nie wiadomo jakie pieniądze. W moim przekonaniu powinno się przykryć dachem nawet dwa istniejące tory lodowe, w Warszawie i Zakopanem. Pierwsze zarabiałoby na siebie masowym wykorzystaniem, drugie służyłoby przede wszystkim wyczynowi i też zarabiałoby na siebie, bo z pewnością to inni by do nas przyjeżdżali, a nie jak teraz odwrotnie.

Temat narzuca się sam, więc rozmaici politycy próbują przy okazji coś ugrać. O terenie oferowanym przez łowickiego starostę pod halę czyli Niderlandach pod Łowiczem pisałem w poprzednim felietonie. Do obiecywania gruszek na wierzbie dołączają kolejni lokalni politycy. Podczas poniedziałkowej fety w sali sportowej gimnazjum w Domaniewicach sam siebie przeszedł poseł Marek Matuszewski rodem ze Zgierza, któremu wtórował senator spod Łęczycy Przemysław Błaszczyk. Poseł Matuszewski poszedł jeszcze dalej niż łowicki starosta i oczyma wyobraźni widzi już halę w Domaniewicach. Obiecał nawet, że jako członek sejmowej Komisji Sportu i Turystyki będzie zbierał podpisy w tej kwestii. Równie dobrze – panie pośle – może pan zbierać podpisy w wielu innych sprawach, które mogą panu przysporzyć popularności. Na przykład podniesieniu minimalnej emerytury do trzech tysięcy na rękę, a minimalnej płacy do tysięcy czterech. A co tam! Przecież w bogatych krajach tak mają. Machnąłbym na takie mowy ręką, gdyby nie to, że wygłaszają je ludzie, którzy powinni być odpowiedzialni. Zaś odpowiedzialności za wygłaszane słowa (a raczej pustosłowie) nie widzę tu żadnej.

W Łowiczu i na Ziemi Łowickiej przydałaby się niejedna inwestycja. Oprócz tych, które dałaby ludziom pracę, a lokalnemu budżetowi dodatkowy dochód, także poszerzenie infrastruktury sportowej. Na tle setek innych podobnej wielkości miast i miasteczek Łowicz nie wygląda źle. Piłkarze Pelikana mają stadion tylko dla siebie, MOSiR dysponuje dwoma halami, pięknym stadionem lekkoatletycznym (po trosze też piłkarskim) oraz pływalnią, nieco już przestarzałą, bo w porównaniu np. z Sochaczewem bardziej wiekową. Przydałoby się też prawdziwe, pełnowymiarowe (chodzi o wymiary „hokejowe”) sztuczne lodowisko. Jest wprawdzie tzw. zimowy orlik przy Bolimowskiej, ale to raczej namiastka, choć też istotna. Jeszcze w moich czasach licealnych istniało takie pełnowymiarowe lodowisko, tyle, że nie sztucznie mrożone, a Łowicz miał nawet regularną drużynę hokejową. Były też plany dociągnięcia do lodowiska instalacji zamrażającej z budujących się wówczas ZPOW (obecny Agros). Projekt upadł, a w miejsce lodowiska postawiono halę sportową. I jeśli w Łowiczu i powiecie ktoś naprawdę realnie chce myśleć o sztucznym lodowisku, to może to być tylko obiekt o wymiarach „hokejowych”, gdzie można byłoby trenować short track (lokalnym politykom wyjaśniam, że to wyścigi na krótszym torze), też dyscyplinę olimpijską, w której początkowo specjalizował się mistrz Bródka. Ale należałoby, podobnie jak zrobiono to np. w niewiele większym od Łowicza Sanoku, przykryć takie lodowisko na początek choćby wiatą, by w perspektywie myśleć o przekształceniu je w halę. I nie obiecujcie panowie gruszek na wierzbie, bo narażacie się tylko na śmieszność. Miczurin był jeden. I wystarczy.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Lowicz24.eu




Reklama
Wróć do