
Poświęcają swój wolny czas, żeby sprawić choć trochę radości bezdomnym psiakom, zabierając je na spacery. Rozmawialiśmy z wolontariuszami, którzy w weekendy odwiedzają schronisko dla zwierząt w Łowiczu. Dlaczego to robią i co im to daje?
Jeżyk tarza się w zmarzniętej trawie i proszącym wzrokiem domaga się głaskania. Pod koniec spaceru zdecydowanie rusza przed siebie, za chwilę jak szalony biega w kółko. Budyń jest spokojniejszy, wdzięczy się do pana, który zabrał go na spacer.
- Zobacz, nie wstaniesz rano dla nich? To są takie przytulasy - mówi Marysia Dymek, która trzyma na smyczy niedużego, czarno-brązowego kundelka. Jeżyk jest jednym z jej ulubionych psów ze schroniska. - Kochamy pieski, a w ten sposób możemy sprawić im chociaż trochę radości. Ja z Marysią lubimy się do nich przytulać, a one do nas - dodaje Adam, narzeczony dziewczyny.
Oboje przyznają, że w sobotni poranek nie za bardzo chce się zrywać z łóżka, ale jak już uda się przemóc, to czas spędzony w schronisku wszystko wynagradza. - Psy są mega wdzięczne, a dla nas to też okazja, żeby się trochę poruszać - wyjaśnia Marysia.
- Nie wyobrażam sobie tutaj nie przychodzić, chociaż jestem już w wieku przedemerytalnym - oznajmia inna z wolontariuszek, pani Lidia. Pierwszy raz odwiedziła schronisko w sierpniu 2018 roku z wnukami, które chciały zobaczyć jak wygląda życie bezdomnych piesków.
Wnuczka kobiety planowała zostać wolontariuszką, ale zamiast niej, do schroniska zaczęła przychodzić pani Lidia. I tak już od ponad trzech lat.
- Przychodzenie tu sprawia mi radość. Cieszę się, że mogę pomóc tym pieskom. Pogłaskać, pobawić się. To taka moja odskocznia - przekonuje mieszkanka Łowicza.
Jak podkreśla, w schronisku panuje fajna atmosfera. - Mamy naprawdę zgraną grupę wolontariuszy, którzy przychodzą tu od lat - podkreśla pani Lidia. Sama przygarnęła dwa bezdomne pieski oraz tworzy dom tymczasowy dla czworonogów potrzebujących opieki, np. po operacji.
Beatę Dymek do wolontariatu wciągnęła młodsza córka Wiktoria, która jako 13-latka musiała mieć opiekuna. Datego do schroniska zabierała mamę. - Zaczęłam z nią przychodzić i obie się wciągnęłyśmy. Szkoda nam było psów, żeby siedziały w boksach - tłumaczy.
Wolontariusze często mają swoje ulubione psiaki. - Moim jest Migdał. Taki szalony, gruby, brązowy. Uwielbiam go. Był też taki jeden piesek Raper, który poszedł do adopcji. Nikt z nim nie chciał wychodzić, wychodziłam tylko ja. Jak wracałam ze spaceru, to byłam umęczona - śmieje się pani Beata.
Obecnie w schronisku przebywa około 60 psów. - To bardzo dużo jak na nasze miasto. Cały czas trafiają do nas nowe psiaki - informuje Marysia Smela, która od 2014 roku pomaga w łowickim schronisku.
Przed godziną 13 wszystkie czworonogi są już po spacerze. Ale nie zawsze tak jest.
- Dwa tygodnie temu była nas tylko czwórka wolontariuszy. Robiliśmy krótkie spacery, żeby wszystkie psy wyszły. Zajęło nam to chyba 6 czy 7 godzin. Pod koniec byłem prawie nieprzytomny - opowiada Adam.
Stałych wolontariuszy jest około 10. Wiadomo, że nie wszyscy mogą przyjść w każdy weekend.
- Potrzebujemy pomocy głównie przy wyprowadzaniu psiaków na spacery. Latem przychodzi bardzo dużo osób i wszystko idzie sprawnie. Zimą jest trudniej, między innymi ze względu na warunki atmosferyczne - przyznaje Marysia Smela.
Na taki spacer do schroniska przyjść może praktycznie każdy. Dorośli, młodzież, rodziny z dziećmi w wieku powyżej 6 lat.
- Nowe osoby wychodzą na spacer z psiakami, które są w jakiś sposób łatwiejsze, mniej problematyczne - zaznacza wolontariuszka. - Jeżeli ktoś ma ochotę przyjechać tylko na jeden spacer, to jak najbardziej jest to możliwe. Im nas więcej, tym te psy mogą mieć dłuższe wyjścia.
Przekonuje, że warto się zaangażować, bo daje to dużo satysfakcji.
- Naprawdę można się doładować na cały tydzień. Te psy dają strasznie dużo miłości i radości, mimo tego, że są po różnych przejściach. Super jest widzieć to, jak się zmieniają. To jak pracują, jak zaczynają ufać ludziom - mówi Marysia.
Od kilku lat przyjęło się, że weekendowe zbiórki wolontariuszy rozpoczynają się o godz. 9. Warto obserwować stronę schroniska na Facebooku, gdzie w wiadomości prywatnej można zadać pytanie lub zgłosić chęć przyjścia.
- Fajnie, jak ktoś do nas napisze i poinformuje nas, że przyjdzie, bo wtedy też wiemy mniej więcej kogo się spodziewać, jak się podzielić i jak zorganizować sobie pracę - zaznacza Marysia.
Jak mówi, przydadzą się każde ręce do pracy i do głaskania.
***
W tym roku Schronisko dla zwierząt „Pod Pelikanem” w Łowiczu będzie obchodziło 25-lecie istnienia.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wspaniali ludzie!!! Powodzenia wszystkim mającym dobre serduszka.
Pies najlepszym przyjacielem człowieka a nieodpowiedzialni ludzie traktują zwięrzeta jak rzecz jak im się znudzą to je wyrzucają ,nie ma złych psów tylko są źli właściciele
Super jest to co robicie. Ja uratowałem 20 kur co miały niby ptasą grypę. Jajka normalnie niosą i jajecznica jest pyszna.
Pogłaskać i odejść. Może by ktoś pomyślał by tych nieszczęsnych piesków tam tyle nie było. Brak odpowiedzialności w narodzie. Wezmę psiaka a potem wywiozę na wieś. Niech go ktoś weźmie, no bo urósł. Rejestracja w miastach psów i podatek tak jak na zachodzie. Unormalizować trochę prawo, większą odpowiedzialność, to także istota żywa, nie rzecz.
BRAWO WOLONTARIUSZE!!