
Przypominanie w kraju, w którym ponoć przynajmniej dziewięć na dziesięć osób deklaruje wiarę w Boga i przynależność do Rzymsko-Katolickiego Kościoła, że w Popielcową środę rozpoczął się Wielki Post i że dla osoby wierzącej wiąże się to z pewnymi powinnościami, byłoby może i nieco nie na miejscu, gdyby nie przewrotna, zakłamana rzeczywistość. A raczej zakłamani ludzie, których mamy pełno wokół siebie.
Przypominanie w kraju, w którym ponoć przynajmniej dziewięć na dziesięć osób deklaruje wiarę w Boga i przynależność do Rzymsko-Katolickiego Kościoła, że w Popielcową środę rozpoczął się Wielki Post i że dla osoby wierzącej wiąże się to z pewnymi powinnościami, byłoby może i nieco nie na miejscu, gdyby nie przewrotna, zakłamana rzeczywistość. A raczej zakłamani ludzie, których mamy pełno wokół siebie. Szczególnie pośród sprawujących władzę. O Putinie pisał nie będę, bo wiele o nim w mediach centralnych i niezależnie od tego, co wyprawia i tego, w której części swego KGB-owskiego ciała ma całą demokratyczną resztę ludzkiej cywilizacji. To zresztą absolutny rekord świata, pewnie i kosmosu w zakłamaniu. Godny wielkiego poprzednika na Kremlu, Józefa Wisarionowicza. Niegdysiejszego patrona warszawskiego Pałacu Kultury, a w wydaniu lokalnym, łowickiej ulicy Podrzecznej (z pierwszej połowy lat 50.).
Wystarczy krajowe, a nawet lokalne podwórko. Od powiatu po najwyższe organy ustrojowe. Pisanie o tym, co wyrabia władza powiatowa, szczególnie w obchodzeniu się z niewygodnymi dla siebie pracownikami, na dobrą sprawę mija się już chyba z celem. Choć wiele osób widzi, a niektórzy nawet wyciągają wnioski. Tyle, że przychodzą kolejne wybory i wielu lokalnych polityków (przez bardzo małe „p”) prących do koryta podpisuje pakt z diabłem, a ich wyborcy idą w stronę rzekomego siana, jak niegdyś konie dorożkarskie. Albo jak latem stado much do końskiego łajna. Do pełni szczęścia przydałoby się jeszcze mieć za sobą lokalne media. Pierwszy krok już został zresztą zrobiony. Radio Victoria otrzymało jakiś kawałek szkła czy metalu o nazwie „marka łowickie” czy jakoś tam, więc pewnie jest już zblatowane. Trzeba mieć charakter i klasę biskupa Józefa Zawitkowskiego, który parę lat temu stanowczo odmówił przyjęcia takiego „wyróżnienia”. Tym bardziej, że okazało się, iż dwaj powiatowi radni z partii ponoć ludowej i ponoć chrześcijańskiej są przeciwni kandydaturze tego niezwykle charyzmatycznego łowickiego biskupa.
Nadszedł więc kolejny Popielec i czas Wielkiego Postu i jeśli nawet co niektórzy wybrańcy łowickiego ludu udali się do kościołów, by posypać głowy popiołem, to byłoby niezwykle ciekawe wejść w ich szare komórki, żeby wiedzieć, na ile to pochylenie głowy na posypanie popiołem było autentyczne, a na ile wyrachowane. Na wszelkich większych uroczystościach kościelnych czy patriotycznych mamy przecież lokalną władzę w pierwszym szeregu. Nie w swojej podłowickiej parafii, a w katedrze. Na Boże Ciało podtrzymującą ręce biskupa, zwykle w finałowej, najistotniejszej fazie procesji. Teraz już rzadziej niż kiedyś pokazywanej w centralnej telewizji, nad czym lokalna władza może tylko ubolewać, bo nie pokazują jej w telewizorze. W czasach PRL-u kamery państwowej telewizji corocznie filmowały łowickie Boże Ciało. Z powodu prostej sugestii, że to głównie folklor, a nawet zaściankowość. Łowicz się do tej roli doskonale nadawał (notabene w wielu aspektach tej zaściankowości nadaje się nadal). Swoją drogą jestem jednak ciekaw, czy do 1989 roku łowiccy włodarze występowali w tych procesjach w podobnej roli? Można pewnie sprawdzić na archiwalnych fotografiach.
A teraz z zupełnie innej beczki. Tuż po ósmej rano na łowickim dworcu w popielcową środę omal nie doszło do tragedii. Pociąg pospieszny do Szczecina na szczęście zdążył wyhamować i nie najechał na stojącą przy peronie jednostkę. Inaczej było niestety około pięćdziesiąt lat temu, gdy pociąg towarowy najechał na stojący przy peronie pociąg ze Skierniewic. Historycy być może byliby w stanie ustalić dokładną datę i szczegóły katastrofy, ja rzecz pamiętam z autopsji, bowiem dojeżdżałem wówczas pociągiem do szkoły, konkretnie do LO im. Chełmońskiego. Na szczęście pasażerowie ze skierniewickiego (a wtedy poranne, lokalne pociągi były niezwykle zatłoczone) zdążyli już zejść w stronę miasta ze zbudowanej może rok wcześniej kładki nad torami, gdy wydarzyła się ta tragedia. Zginął podobno ktoś z obsługi pociągu i sprzątaczki. Peron drugi był totalnie zniszczony. Częściowo także peron pierwszy. Tragedia byłaby niewyobrażalnie większa, gdyby torem najbliższym dworca ekspres w stronę Poznania jechał kilka sekund później. Odłamki z rozbitej jednostki trafiły w ostatnie okna ekspresu, ale większej szkody nie uczyniły. O ofiarach piszę „podobno”, bo w tamtych czasach w mediach na temat owej katastrofy panowała całkowita cisza. Ja i moi koledzy widzieliśmy jej skutki na własne oczy. Dziś media na szczęście są wolne, choć jak widać od Łowicza po Warszawę bywają zblatowane. Wystarczy popatrzeć na podejście do poszczególnych kandydatów na prezydenta w stacjach telewizyjnych.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie