
Z ojcem Markiem Barczewskim SP, rektorem łowickiego kolegium ojców pijarów, porozmawialiśmy o tegorocznym Wielkim Poście i świętach Wielkanocnych przeżywanych w trudnym czasie pandemii koronawirusa.
- To był dziwny Wielki Post, pewnie nie tylko dla wiernych, ale również dla księży?
- Na pewno był inny. Patrząc oczami osoby wierzącej, były to naprawdę mocne rekolekcje, które głosiło nam samo niebo, dając nam całkiem nowe spojrzenie. Ten czas pokazał, że kiedy nie mogę praktykować i przychodzić swobodnie do kościoła, Bóg znajduje inną drogę do mojego serca. W sytuacji, gdy nasza fizyczna obecność w świątyni jest ograniczona, On przede wszystkim pragnie nas odnajdywać w świątyni naszych serc.
Dlatego tak dużo mówi się teraz o komunii duchowej. Nawet kiedy nie przyjmę Boga pod postacią chleba, to mogę to uczynić z takim samym skutkiem jednocząc się z Nim w sercu. Daje do myślenia, że Bóg ma cały czas do nas dostęp i cały czas nam błogosławi, nawet jeżeli teraz nie możemy przyjść do kościoła czy przyjąć sakramentów.
- Jak aktualna sytuacja wpłynie na Kościół? Czy nie obawia się ojciec, że część wiernych oddali się od Boga?
- Może tak być. Wszystko na to wskazuje, że będą osoby, które odejdą lub oddalą się od Boga. To boli. Ten czas abstynencji od kościoła może się przedłużyć i to jest smutne. Ale mam też wiele głosów od ludzi, którzy mówią, że przez to zamknięcie w domu i wspólną modlitwę bardziej zbliżyli się do siebie w swoich rodzinach. Dlatego wierzę, że mimo wszystko nadejdzie wiosna Kościoła.
- Czego ojciec doświadcza, kiedy są najważniejsze święta w roku, kiedy jest święte Triduum Paschalne, a kościół stoi praktycznie pusty?
- Wczoraj, kiedy przewodniczyłem liturgii Męki Pańskiej, rzeczywiście dało się odczuć to ogołocenie. Wielki Piątek ma w sobie w ogóle istotę ogołocenia. Nie ma na przykład obrusu na ołtarzu, nie ma nadzwyczajnych śpiewów oprócz odśpiewanej Ewangelii według św. Jana czy modlitwy wiernych. Kapłan na początku pada na ziemię i oddaje cześć Bogu, pokazuje: tyle po prostu Boże mogę dla Ciebie zrobić. Pusty kościół był kolejnym wymownym znakiem. Prostota i ubóstwo, brak wiernych i pewnych dodatków, dekoracji, sprawiło, że można było jeszcze bliżej spotkać się z samym Bogiem w żywej relacji. I jednoczyć się z nim, szczególnie w świątyni swojego serca.
- Czego by ojciec życzył mieszkańcom Łowicza i przyjaciołom pijarskiej wspólnoty?
- Życzyłbym nadziei, że po czasie tego pewnego rodzaju ucisku, nadejdzie nowa wiosna. Że w wymiarze duchowym przyniesie odnowienie relacji z Panem Bogiem. Życzę, aby mimo braków i ograniczeń, pogłębiły się więzi z najbliższymi. Niech bliskość, przebywanie razem w domu, sprzyjają dobrym rozmowom, które prowadzą do pojednania. Do odkrycia na nowo siebie jako mąż, żona, syn, córka.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
"Patrząc oczami osoby wierzącej, były to naprawdę mocne rekolekcje, które głosiło nam samo niebo" Tak jest... dorzuciło jeszcze w gratisie setki tysiecy ofiar pandemii na świecie....
Raczej "człowiek człowiekowi zgotował ten los". Ojcem Marek akurat jest bardzo porządnym zakonnikiem i przede wszystkim człowiekiem. Nie mierzcie od razu wszystkich jedną miarą.
Czyli jak lekarz uratuje pacjenta to zasługa Boga ale jak pandemia setki tysięcy położy to "człowiek człowiekowi.. " hahhahahahhahahahaha uniwersalna logika
Jak lekarz uratuje pacjenta to chwała mu za to,ale widzę że ktoś tu ma właśnie problem z logiką
No właśnie masz prorłem. Zrób coś z tym, proszę.
Niech sie ojciec nie martwi, rozlaka z Kościołem w tym trudnym czasie jeszcze bardziej zbliza nas do Boga. Nasza wiara jest ogromna! Bardzo brakuje nam Mszy św, u ojcow.
A czym ma się martwić?
"Prorłem" to Ty masz. XD
Chyba ty :)