
Trzech tegorocznych maturzystów, student oraz nauczyciel wychowania fizycznego wyruszyli w lipcu na rowerową wyprawę z Łowicza do Władysławowa. O tym jak narodził się ten pomysł i jak wyglądała podróż opowiedział nam jeden z uczestników, Dominik Kuś.
Pięcioosobowa załoga w składzie Przemysław Błaszczyk, Adam Wilczyński, Jakub Zagórowicz, Dominik Pacler i Dominik Kuś z Łowicza wyruszyła 22 lipca nad ranem. Ale skąd w ich głowach pojawił się taki pomysł? – Z Kubą Zagórowiczem i Dominikiem Paclerem znamy się, ponieważ gramy razem w siatkówkę. Na początku tego roku wracaliśmy z Kutna, gdzie rozgrywaliśmy mecz ligowy i można powiedzieć, że wtedy narodził się ten pomysł – powiedział nam Dominik Kuś. Zresztą ja sam zastanawiałem się kiedyś nad tym, aby wybrać się na dłuższą wycieczkę rowerową, choć znajomi raczej pukali się wtedy w głowę – wspomina z uśmiechem nasz rozmówca.
Do tej trójki dołączyli również Przemek Błaszczyk i Adam Wilczyński, więc powoli można było rozpocząć przygotowania. – Każdy z uczestników do wyprawy przygotowywał się we własnym zakresie. Najczęściej były to po prostu wyprawy po 40-50 km.
Rozpoczynając podróż na ul. Strzeleckiej w Łowiczu rowerzyści planowali pokonywać każdego dnia 130 km, ale już pierwszego dnia wykonali plan z nawiązką, przemierzając niespełna 150 km. – Zastanawialiśmy się czy nie przenocować w Szczutowie koło Sierpca, gdzie było fajne jezioro. Stwierdziliśmy jednak, że warto przejechać nieco więcej kilometrów i ostatecznie swoje namioty rozbiliśmy za zgodą proboszcza na podwórku na terenie plebanii w miejscowości Osiek – mówi Kuś.
Drugiego dnia, w środę, 23 lipca przejechali 120 km i znów mieli pewne kłopoty z noclegiem. Zatrzymali się w Gniewie przy placu zabaw znajdującym się przy jednej z karczm. W czwartek podróżowali przez Trójmiasto, a od Gdańska jechali już przez cały czas ścieżką rowerową. We Władysławowie byli po godzinie 20, gdzie zatrzymali się na polu namiotowym przy jednej z głównych ulic miasta. Do morza mieli niecały kilometr drogi, a za miejsce na polu, które wyposażone było w media, zapłacili 15 zł za osobę.
Cały następny dzień spędzili na odpoczynku i regeneracji, a w sobotę trzech z nich: Kuba, Przemek i Dominik Kuś wybrali się na oddalony ok. 40 km od Władysławowa Hel. Tam też zobaczyli m.in. pomnik Początek Polski, a dodatkowo jeden z nich wrócił z niezbyt miłą pamiątką, czyli... mandatem. Niedziela, szósty dzień wyprawy, w całości poświęcona była relaksowi, ponieważ już następnego dnia rowerzyści wyruszyli w drogę powrotną.
W poniedziałek, wszyscy razem dojechali najpierw do Tczewa, skąd pociągiem do domu powrócili Przemek i Dominik Pacler, zmuszeni do szybszego powrotu do Łowicza. Pozostała trójka tego dnia pokonała 180 km, zajeżdżając do miejscowości Jaromierz przed godziną 22. Początkowo powrót miał zająć załodze 3 dni, jednak jak stwierdził Kuś, do domu wraca się zawsze szybciej i faktycznie grupa w Łowiczu była już we wtorek. Po tygodniu w podróży, we wtorek 29 lipca, z pewnymi kłopotami (przebita opona), rowerzyści dojechali do Płocka przed godziną 18 i tam po odpoczynku zadecydowali, że wrócą do domów jeszcze tego samego dnia. Po przejechaniu 220 km w Łowiczu byli po godzinie 21.
Podczas wyprawy dopisywała pogoda, deszcz zatrzymał podróżujących jedynie za Kwidzyniem w drodze nad morze. – Poza tym było ciepło, jazdę utrudniał częściowo wiatr – opowiada nauczyciel wychowania fizycznego w ZSP 3. Jego zdaniem najtrudniejszy był drugi dzień, kiedy zmęczenie dawało się we znaki. – Część chłopaków miała też kryzys na ok. 20 km przed Władysławowem, na trudnym podjeździe w lesie.
Trójka, która jechała na jednośladach w dwie strony, pokonała łącznie ponad 869 km, co przekłada się na 43 godziny i 36 minut jazdy. – Polecam wszystkim taką wyprawę, jest to fajna przygoda, która ma coś w sobie ze szkoły przetrwania – dodał Kuś. Zapytany o podobne plany odparł, że być może w przyszłym roku uda się zorganizować podobną, kilkudniową wyprawę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ścieżka pod Puckiem? Fajna sprawa, szczególnie, gdy wcześniej padał deszcz…
Też by sie tak kolega cieszył jakby mu kartofle ktoś niszczył :PDobra robota chłopaki! Wielku kilometrów bez kontuzji.
BRAWO! BRAWO!
Zakopane czeka !