
Zbigniew Bródka jest tak samo wybitnym sportowcem, jak skromnym człowiekiem. Nie mówiąc o tym, że świetną wizytówką Ziemi Łowickiej, przede wszystkim Domaniewic, o których poza tymi, którzy jeżdżą drogą między Łodzią i Łowiczem niewiele kto by słyszał. Wie o tym dobrze prezes łowickich mleczarzy, więc Bródka stał się natychmiast „twarzą” łowickiego mleka. Trochę tylko szkoda, że w firmie reklamowej, która opracowywała spot dla telewizji (pewnie też i billboard) zabrakło człowieka, który miałby pojęcie o regułach rządzących językiem polskim, także jeśli chodzi o dykcję. W firmach produkujących telewizyjne spoty czyli filmiki reklamowe to niestety zjawisko coraz częstsze.
Niedawno Zbyszek Bródka wspólnie z żoną gościł w USA na zaproszenie amerykańskiej Polonii, choć nie lubi specjalnie tym się chwalić. Tydzień spędzony w New Jersey i w Nowym Jorku z pewnością pozostanie państwu Bródkom na długo w pamięci, bowiem Polonia starała się, jak mogła, by tych kilka dni było jak najciekawszych. Wielu Amerykanów nie mogło uwierzyć, że pan Zbyszek, bądź co bądź złoty medalista olimpijski, jest zawodowym i na dodatek czynnym strażakiem. Więc w programie była także wizyta w strażackiej remizie, jak się okazało należącej do strażaków-ochotników. Bródka zaskoczył Amerykanów swoją znajomością strażackiego rzemiosła, ale też z podziwem przyglądał się niektórym elementom wyposażenia, w jakie owa ochotnicza straż była wyposażona. Największe wrażenie zrobił na nim podnośnik, który jest w stanie unieść strażaków z gaśniczymi wężami na wysokość aż stu trzydziestu metrów! Ale przecież w Ameryce nie od dziś wszystko jest duże. I bardzo, bardzo wysokie.
A teraz z wyżyn, także sportowych, przenieśmy się na nizinne, prowincjonalne poletko czyli kilka zdań o łowickim futbolu. Uczciwie trzeba przyznać, że Pelikan godnie pożegnał się z drugą (trzecią) ligą wysoko wygrywając z Pogonią Siedlce, która dla odmiany już wcześniej zapewniła sobie awans do ligi pierwszej (drugiej). Być może upał sprawił, że na stadionie (swoją drogą z trybunami mocno na wyrost za niemałą kasę) zjawiła się garstka najwierniejszych kibiców. Szkoda tylko zmarnowanych w minionym sezonie pieniędzy na kilku zdemoralizowanych piłkarzy, „wynalazków” poprzedniego trenera. Swoją drogą – zastanawiam się, dlaczego w Pelikanie brak zaufania do trenerów „własnego chowu” i co i rusz ściąga się świetnych rzekomo szkoleniowców spoza Łowicza? A przecież ci, którzy są na dobre i złe związani z Ziemią Łowicką mają walor trudny do przecenienia, jakim jest lokalny patriotyzm w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Poza tym piłka nożna jest grą dość nieskomplikowaną, która polega na tym – jak mawiał ś.p. Kazimierz Górski – żeby strzelić o jednego gola więcej niż przeciwnik. I miał sukcesy, nie tylko z reprezentacją, ale i z klubami, polskimi i greckimi, o jakich obecni trenerzy mogą tylko pomarzyć.
Łowicki futbol jest trochę takim kolosem na glinianych nogach. Młodzieżowa piłka kuleje, o czym dobitnie świadczą pozycje (głównie spadkowe) łowickich drużyn juniorskich w wojewódzkich rozgrywkach. Należałoby więc wzmocnić pracę od podstaw, zaś szkoleniem objąć jak najszersze rzesze chłopców, a także dziewcząt. W futbolu kobiecym jest znacznie większa szansa na osiągnięcie sukcesu (przykład Konina), choć jedno nie przeczy drugiemu. Osobiście miałbym wielki powód do satysfakcji, gdyby młodzieżowe zespoły Pelikana czy innych klubów z Ziemi Łowickiej odnosiły sukcesy w swoich kategoriach wiekowych. Nie tylko w województwie, ale i w kraju. Tak, jak przez wiele lat było to w warszawskiej Agrykoli, dopóki się nią opiekował, zmarły niestety przedwcześnie mój znajomy i sąsiad z Ursynowa, Wiktor Stasiuk. Swoją drogą nie tylko o sportowe sukcesy tu chodzi. Każda bowiem dyscyplina sportu daje dzieciom i młodzieży wielką szansę rozwoju nie tylko fizycznego i minimalizuje negatywne zagrożenia, od których wokół aż się roi. I tę prawdę, choć jest ona oczywista, od czasu do czasu, trzeba przypominać.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie