
Niektórzy z łowiczan dumni są z tego, że z ich miasta pochodzi jedna z gwiazd telewizji TVN. Nie ma niemal dnia, by owa gwiazda, której nazwisko przemilczę, nazwijmy ją redaktorem P., nie produkowała się w głównym wydaniu „Faktów”, głównego dziennika telewizji familii Walterów. Telewizji wyjątkowo nieobiektywnej, za wszelką cenę broniącej racji rządzącej koalicji, opluwającej tych, którzy myślą inaczej.
Niektórzy z łowiczan dumni są z tego, że z ich miasta pochodzi jedna z gwiazd telewizji TVN. Nie ma niemal dnia, by owa gwiazda, której nazwisko przemilczę, nazwijmy ją redaktorem P., nie produkowała się w głównym wydaniu „Faktów”, głównego dziennika telewizji familii Walterów. Telewizji wyjątkowo nieobiektywnej, za wszelką cenę broniącej racji rządzącej koalicji, opluwającej tych, którzy myślą inaczej. Dostającej piany na ustach i gotowych na wszelką dziennikarską manipulację, gdy jest mowa o Prawie i Sprawiedliwości, a szczególnie jej liderze, Jarosławie Kaczyńskim. Żadne medium, może tylko poza „Nie” Urbana, nie potrafi tak PiS-owi szyć butów. Jednocześnie konsekwentnie przemilczane są tematy niewygodne dla rządzących. Wygląda na to, że właściciele TVN-u, a za nimi ich podnóżki – redaktorzy panicznie boją się jakiejkolwiek zmiany na szczytach władzy. Mariuszowi Walterowi może trudno się dziwić, bo w czasach Gierka, w telewizji Macieja Szczepańskiego byli wspólnie z żoną ulubieńcami „krwawego Maćka” chyba największymi. Mąż redagował, żona prezentowała. Zarabiali gigantyczne pieniądze. W latach osiemdziesiątych Walter prowadził znakomicie prosperującą firmę medialną, która – jak się okazało – była punktem wyjścia do stworzenia TVN-u.
Szefem redaktora P. jest dobrze mi znany Kamil Durczok, który swą elokwencją i parciem na szkło zabłysnął kilkanaście lat temu w TV Katowice, a potem, za sprawą mojego kolegi z TVP Polonia, Janusza Wołcza, został ściągnięty do tejże Polonii. Osobiste powody i relacje między panami wolę pominąć. W związku z błyskawiczną karierą prezenterską Durczok nie zdążył dokończyć rozpoczętych w Katowicach studiów prawniczych, choć na temat obowiązującego prawa wymądrza się wyjątkowo. W TVP piął się szybko w górę, także dlatego, że potrafił znakomicie wkupić się w łaski ówczesnego „czerwonego” prezesa, Roberta Kwiatkowskiego, osobnika o niezbyt ciekawym życiorysie, syna pułkownika, który w PRL-u był szefem Ośrodka Badania Opinii Publicznej, instytucji najwyższego zaufania (dla władzy) i niezwykle istotnej w ropoznawaniu społecznych nastrojów.
Nie mam zamiaru bronić słynnej już „trójki muszkieterów”, byłych posłów PiS-u po ich niezwykle nagłośnionej wyprawie do Madrytu. W minioną środę „muszkieterowie” postanowili zabrać głos. I zaczęli się bronić. Każdy ma przecież prawo do obrony. Obejrzałem na telewizyjnej antenie dwie rozmowy. Oczywiście na ten sam temat. Najpierw w TVN24 Kamila Durczoka z Mariuszem A. Kamińskim, później w TVP INFO Krzysztofa Ziemca z Adamem Hofmanem. Jakże różne były to rozmowy! Kultura dziennikarska Ziemca i niezwykła agresja granicząca ze zwykłym chamstwem Durczoka.
W czwartek głównymi tematami TVN-owskich „Faktów” były ponownie wyjazd Hofmana i s-ki do Madrytu z fragmentami środowego wywiadu Durczoka oraz sobotni marsz w Warszawie organizowany przez Prawo i Sprawiedliwość w obronie zagrożonej (niestety) coraz bardziej demokracji i coraz częstszych standardów bliższych Rosji i Białorusi niż zachodniej Europie, nie wspominając o transparentnej i do bólu uczciwej Skandynawii. Widocznych, niestety, podczas ostatnich wyborów i tego, co się po nich działo. Szczerze przyznam, że przykro mi się robiło, kiedy oglądałem wielce tendencyjny materiał mający na celu okpienie i ośmieszenie sobotniego marszu, zniechęcenie potencjalnych uczestników do przyjazdu do Warszawy, z paskudnymi epitetami w stronę Kaczyńskiego, zaś autorem tego materiału był „łowicki” redaktor P. Jak widać coraz bardziej starający się nadążyć za sztandarowymi „opluwaczami” z TVN-u: Durczokiem, Sobieniowskim, Kuźniarem, Kolendą-Zalewską, Pochanke czy Olejnik. Rzecz prosta ulubieńcami obecnej władzy. Robienie kariery w dziennikarstwie w ten właśnie sposób chluby na pewno nie przynosi. Można co najwyżej zostać „hieną roku”. Choć lista pretendentów do tego „tytułu” jest co roku bardzo długa, a konkurencja wśród śliniących przed władzą żurnalistów wyjątkowo mocna.
Może ktoś zapytać, jaką ja mam legitymację do takich ocen? Otóż w czasach mojej pracy w TVP, przed przejściem na emeryturę, dwukrotnie byłem wybierany do komisji etyki dziennikarskiej, więc choćby i z tego tytułu mam wiele dodatkowych doświadczeń. Zaś spraw do rozpatrzenia przez te dwie kadencje było wiele, i to różnego, nieraz mocnego kalibru.
Na koniec jeszcze jeden casus z gatunku dziennikarskiej „uczciwości”. Sprawę poruszył już „NŁ”, ale i ja dorzucę swoje trzy grosze. Z kilkudniowym opóźnieniem natknąłem się na weekendowe (6 – 7 listopada) wydanie „Rzeczpospolitej”, w której pani Joanna Bojańczyk, zapewne po miłym pobycie w dawnej siedzibie Radziwiłłów, napisała dla swojego pracodawcy artykuł o Nieborowie, w którym przepisała parę kwestii z dawno wydanego albumu byłego kuratora Włodzimierza Piwkowkiego, a na koniec poczęstowała Czytelników zwyczajnie kłamliwą pigułą, bez wątpienia podrzuconą jej przez ludzi z nieborowskiego pałacu. „Teraz nad Nieborowem zawisła groźba. Na łąkach pomiędzy pałacem a Arkadią, dawnych terenach Radziwiłłów, dziś państwowych gmina chce urządzić centrum logistyczne tirów. Pewnie, po co komu puste łąki? Ziemia ma zarabiać. Wszystko zabudować. Zniszczyć łatwo. Niemcom się nie udało, Ruskim się nie udało, może nam się uda”. I jeszcze jakiś bełkot o kolei dużej prędkości, której pewnie prędko nie będzie i kto wie, czy będzie w ogóle. Przynajmniej przez dwa najbliższe pokolenia. A jeśli już, to decyzja o budowie nie będzie zapadać na szczeblu gminy, powiatu, nawet województwa.
Ręce opadają. Kłamstwo goni kłamstwo i na dobrą sprawę z panią B. nie ma co polemizować, bowiem tak jak redaktorzy TVN-u podlizują się swoim decydentom, tak ona chciała być może odwdzięczyć się za gościnę szefostwu nieborowskiego Pałacu. Zastanawiam się jednak, dlaczego w Nieborowie ciągle obowiązuje paskudne judzenie, które w efekcie jest strzelaniem sobie w stopę, a nawet w obydwa kolana. A swoją drogą dziennikarstwo, przynajmniej w wykonaniu niektórych, strasznie zeszło na psy.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie