
W styczniu minie rok, kiedy ekipa programu telewizyjnego „Nasz nowy dom” wyremontowała dom Beaty Stańczyk z Boczek Chełmońskich. Kobieta podzieliła się swoimi dotychczasowymi przeżyciami z WP Kobieta.
Jako 18-latka poznała przyszłego męża, z którym chciała spędzić resztę życia. Para zamieszkała w rodzinnym domu mężczyzny, gdzie zaczęli budować rodzinę. Po ośmiu latach związku na świecie pojawił się syn Dawid.
- Kiedy wprowadziłam się do męża, były drewniane okna, które nie trzymały ciepła. Nie mieliśmy łazienki. Koło domu był wychodek, myliśmy się w misce. Chciałam dać mojemu dziecku lepsze życie - wspomina w wywiadzie dla WP Kobieta pani Beata. Fundusze były bardzo ograniczone, ale małżeństwo mogło liczyć na wsparcie bliskich.
Trudne warunki mieszkaniowe i finansowe to nie wszystko. Okazało się, że mąż pani Beaty zachorował. To był rak. Ruszyły internetowe zbiórki, ale na pomoc było już za późno.
Środki, które zostały ze zbiórki założonej dla męża, Beata wykorzystała na ulepszenie domu. Mimo ogromnego wysiłku i nakładu finansowego, rodzina wciąż miała wiele potrzeb. Dodatkowo też w tamtym czasie kobieta sama zmagała się z ciężką depresją objawiającą się m.in. omdleniami.
Rodzinę do programu "Nasz nowy dom" zgłosiła dyrektor Szkoły Podstawowej im. Bohaterów walk nad Bzurą 1939 r. w Kocierzewie Południowym Agnieszka Maliszewska wspólnie z pedagog Martą Politowicz. - Oni odmienili nasze życie. Dali nam niezłego kopa – mówi uczestniczka show w rozmowie z WP Kobieta.
- Myślałam, że przyjechałam do pałacu – mówi pani Beata dla WP Kobieta o pierwszej reakcji na wyremontowany dom. – Przez pół roku po remoncie wariowałam. Jak tylko pojawiała się jakaś ryska, panikowałam. Pamiętam, że zarysował mi się zlew i bardzo to przeżywałam. W końcu przyjaciółka powiedziała: "Beata, używasz tego, więc tak się będzie działo. Wszystko się zużywa" – to mnie otrzeźwiło – mówi.
Nowy dom dał kobiecie nowe szanse. Ale nie od początku tak było. Choć rzeczywistość się zmieniła, Beata wciąż zmagała się z depresją. Tutaj największym wsparciem okazał się syn Dawid.
Z czasem przyjaciółki prosiły ją też o różne rzeczy - Piekłam ciasta, robiłam pierogi, stroiki na stół. Wszystko po to, żebym miała zajętą głowę. Zaczęłam czuć się potrzebna.
To co się stało odmieniło zupełnie życie mieszkanki Boczek Chełmońskich. - Złośliwi twierdzą, że nie da się w pięć dni odmienić czyjegoś domu i życia, że te domy są z kartonu. To nieprawda. Ekipa ciężko pracowała, to niezwykle ciepli i dobrzy ludzie – zapewnia szczęśliwa kobieta. - Jestem w lepszej kondycji psychicznej. Po remoncie mam o wiele mniej stresu, nie martwię się o podstawowe rzeczy. Czujemy się bezpiecznie – mówi Beata.
Program wpłynął też pozytywnie na jej syna – Widzę też jak to wpłynęło na Dawida. Ma więcej znajomych, ostatnio nawet wyprawiał w domu urodziny – mówi z radością.
Tegoroczne święta Bożego Narodzenia były dla pani Beaty wyjątkowe. Jak podaje WP Kobieta, spędziła je z partnerem i synem, zaprosiła do siebie również pozostałą część rodziny.
- Wcześniej spotykaliśmy się wszyscy u mojego taty. Po jego śmierci skończyły się rodzinne zjazdy. Chcę to znowu zapoczątkować – chwali się Beata. – Jestem szczęśliwa.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pokażcie ten dom po roku
Ty swój pokaż, lubisz zaglądać w cudze życie?
Jechałem tam ostatnio i dom stoi to co oglądać
Bardzo się cieszę że się udało, życzę wiele dobroci , szczęścia i zdrówka w nadchodzącym nowym roku
Gratulacje dla Pani i dla Wszystkich, którzy odmienili Pani los.
Ale szybciutko i partner się znalazł jak jest gdzie mieszkać, wcześniej chętnego nie było.