
Babcia chciała, żeby został księdzem. O kolegach z pracy mówi, że są jego drugą rodziną. Śpiewał w cerkiewnym chórze, uczy się grać na gitarze. Zostawił pracę w Łowiczu i wrócił na Ukrainę, bo jest przekonany, że tak trzeba.
Praca
Kilka dni temu minął rok, odkąd Volodymyr przeprowadził się do Łowicza. O tym, że jest tu dla niego praca, dowiedział się od znajomych z Ukrainy zatrudnionych w miejscowej agencji reklamowej. Dołączył do ekipy montażowej. Wykleja bilbordy.
Wojna
Gdy w jego ojczyźnie wybuchła wojna, akurat wstawał do pracy. Był czwartek 24 lutego po godzinie 4 czasu polskiego. - Obudziłem się i wszedłem na Facebooka. Zobaczyłem zdjęcia i filmy dodawane przez znajomych i zrozumiałem, że rozpoczęła się wojna - opowiada Volodymyr.
Jak mówi, razem z chłopakami z Ukrainy cały czas myślą o tym, co dzieje się w ich kraju. - Oglądamy w internecie ukraińską telewizję, która nadaje na żywo 24 godziny na dobę. Jak położymy się spać, to zasypiamy z telefonem w ręku - oznajmia w rozmowie z naszym portalem.
- Widzimy, jak bombardowane są domy, obiekty cywilne. Na dzisiaj (rozmawiamy w poniedziałek 7 marca wieczorem - przyp. red.) zginęło 21 dzieci. To jest straszne - kontynuuje Volodymyr.
- Gdy zobaczyłem zdjęcia i filmy z Charkowa, nie poznałem miasta. To pierwsza stolica Ukrainy. Jest dużo parków, rynków, zawsze panował tu duży porządek. Teraz na centrum miasta spadają bomby - mówi z niedowierzaniem nasz rozmówca.
Czerwonogród
Volodymyr w tym roku skończy 28 lat. Pochodzi z Czerwonogrodu na Ukrainie. To około 70-tysięczne miasto górnicze, oddalone zaledwie 15 kilometrów od granicy z Polską. W rodzinnym mieście żyją jego rodzice, babcia, starsza siostra z mężem.
- Siostra przez długi czas nie mogła zajść w ciążę. Teraz spodziewa się dziecka - wyznaje młody mężczyzna, który wkrótce zostanie wujkiem.
Miasto nie było jak dotąd celem rosyjskich ataków. - Codziennie słychać jednak alarmy przeciwlotnicze. Niedaleko nas, w mieście Łuck w sąsiednim województwie, zbombardowano lotnisko wojskowe – dodaje nasz rozmówca.
Wojsko
W październiku 2020 roku Volodymyr zakończył roczną służbę zasadniczą w wojsku. Ma profesję artylerzysty. Stacjonował we wspomnianym wcześniej Charkowie. - Pierwszego dnia inwazji Rosjanie przeprowadzili atak od tej strony, gdzie znajdowała się nasza baza - opowiada 27-latek.
W wojsku poznał chłopaka, który świetnie grał na gitarze i do tego dobrze śpiewał. Dzięki niemu sam postanowił, że nauczy się grać. Gitarę kupił już w Polsce. Zna podstawowe akordy. - Jak zaczęła się wojna, to ani razu nie wziąłem gitary do ręki - mówi.
Wielu kolegów, których poznał na służbie, jest już na froncie. Bronią największych miast, Kijowa i Charkowa. - Mam też jednego kolegę, który został ranny walcząc w obronie Czernihowa. Leży w szpitalu - przyznaje Ukrainiec.
Chór
Volodymyr wierzy w Boga. Przez 12 lat śpiewał w kościelnym chórze. Zdarza się, że w niedziele uczestniczył w kilku nabożeństwach. Na jednym nabożeństwie śpiewał razem z chórem, na kolejnym służył przy ołtarzu.
- Babcia chciała żebym został księdzem - śmieje się Volodymyr. I jak dodaje, rozważał taką drogę. Ostatecznie poszedł na studia techniczne. Studiował inżynierię mechaniczną w Łucku, ale dalej śpiewał w chórze. - W każdą niedzielę przyjeżdżałem do rodzinnego miasta - dodaje.
Futsal
W Łowiczu razem z chłopakami z pracy wziął udział w rozgrywkach piłki halowej. W turnieju o puchar burmistrza miasta jego zespół sprawił olbrzymią sensację pokonując teoretycznie silniejszych rywali i sięgnął po trofeum.
- Nikt z nas w to nie wierzył. Nie spodziewaliśmy się, że dojdziemy do finału. To była duża niespodzianka i radość, zwłaszcza w tym ciężkim dla nas czasie - przyznaje Volodymyr. - Dziękujemy naszemu szefowi, bo gdyby nie on, nie byłoby tej drużyny - podkreśla.
Powrót
Decyzję o powrocie do kraju podjął w piątek 4 marca. - Siostra z mamą prosiły mnie, żebym nie jechał na Ukrainę, żebym został w Polsce. Ale ja czuję, że będąc tutaj, nie jestem we właściwym miejscu - wyznaje Volodymyr.
Młodego mężczyznę wspiera w decyzji jego ojciec Vasil. - Tata powiedział mi, że gdyby był na moim miejscu, to na pewno zrobiłby tak samo - przyznaje 27-latek. Jego tata ma 62 lata i mógłby opuścić kraj, ale nie chce wyjeżdżać z Ukrainy. Podobnie jak matka i siostra.
Przed wyjazdem zrobił zakupy, o które prosiła go mama. - Kupiłem makaron, olej, cytryny, lekarstwa dla babci. U nas w sklepach nie zawsze wszystko jest, poza tym w czasie wojny ceny poszły w górę - wyjaśnia Volodymyr. Do bagażu włożył też cztery krótkofalówki.
Strach
Gdy pytamy, czy się nie boi, nie unika odpowiedzi.
- Mam w sobie strach. Ale to trwa tylko moment. Wiem, że tak musi być. To niestandardowa sytuacja, w jakiej jeszcze nie byłem. Pewnie każdy czuje trwogę i boi się, żeby nie zginąć i wrócić do swoich rodziców – wyznaje mężczyzna.
- Nie jadę tam umierać. Nie biorę ze sobą dużo rzeczy. Po zakończeniu wojny chcę wrócić do Łowicza i tutaj pracować. Mam tu swoją ekipę, która jest dla mnie jak druga rodzina - przyznaje Volodymyr.
Mówi, że jak NATO nie zamknie nieba nad Ukrainą, to zamknie je Bóg. - On tam z góry nas widzi i nie zostawi nas w trudnym momencie - wierzy 27-latek.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wracaj zdrów przyjacielu
Odważnie i honorowo. Trzymaj się chłopaku. Jestem z tobą, z Ukrainą. Mam nadzieję, że dacie radę obronić swoją ojczyznę i dokopać tym bandytom. Chwała Ukrainie!