
Kamila Osadowska właśnie miała zapisać się na kolejny tatuaż, gdy otrzymała telefon z pytaniem, czy chce zostać dawcą komórek macierzystych. Nie zastanawiała się nawet chwili. Jej bliźniaczką genetyczną okazała się pacjentka z Wielkiej Brytanii. Ma nadzieję, że kiedyś ją pozna.
Telefon
Jest styczeń 2022 roku. Kamila ma już gotowy wzór nowego tatuażu i planuje zapisać się na wizytę u tatuażysty. Ogląda telewizję, gdy dzwoni telefon. W słuchawce słyszy kobiecy głos. Rozmówczyni przedstawia się i mówi, że jest z fundacji DKMS.
Kamila już wie, o co chodzi.
Pierwszą reakcją jest płacz. Ale nie ze strachu czy obaw przed pobraniem komórek macierzystych, a ze wzruszenia, że będzie mogła uratować komuś życie. - Poczułam wtedy, że warto żyć, warto pomagać innym - mówi Kamila.
Rejestracja
Mieszkanka powiatu łowickiego zarejestrowała się w bazie dawców szpiku DKMS w 2014 roku. To był dla niej przełomowy czas. - Kończyłam technikum i wchodziłam w dorosłe życie - opowiada.
Do rejestracji w bazie dawców szpiku namówił ją jej partner, który sam zdecydował się wyrazić zgodę na pobranie narządów do przeszczepu po śmierci.
Absolwentka łowickiego Ekonomika wypełniła internetowy formularz, a następnie otrzymała pakiet do samodzielnego wymazu. Bała się, czy dobrze pobrała materiał z wewnętrznej strony policzka. Gdy dostała potwierdzenie z fundacji, ucieszyła się.
I miała nadzieję, że nikt nigdy do niej nie zadzwoni.
Przygotowania
Po ośmiu latach telefon zadzwonił, a Kamila przed zabiegiem musiała przejść szereg badań. W lutym wykonała podstawowe badania krwi w przychodni w Łowiczu, a w kwietniu została poddana szczegółowym badaniom w klinice w Warszawie.
Ponieważ młoda kobieta miała mieć pobierane krwiotwórcze komórki macierzyste z krwi obwodowej, a nie z talerza kości biodrowej, przez cztery dni poprzedzające zabieg 28-latka musiała przyjmować w formie zastrzyków tzw. czynnik wzrostu.
- Same zastrzyki nie były bolesne, to była delikatna igiełka, którą bez problemu można było wbić sobie w brzuch - opowiada Kamila. Uprzedzano ją, że mogą pojawić się dolegliwości typowe dla grypy, jednak ona przeszła łagodnie serię zastrzyków.
Pobranie
Niespełna pół roku od pierwszego telefonu z fundacji DKMS, młoda kobieta w maju usiadła na fotelu, by oddać krwiotwórcze komórki macierzyste.
Zabieg trwał 5,5 godziny. Przez cały czas przy Kamili była pielęgniarka, od czasu do czasu na salę zaglądała lekarka.
Dawczyni w jednej ręce miała wbitą igłę wielkości wkładu do długopisu, skąd pobrana krew trafiała do separatora. Po odseparowaniu komórek macierzystych do specjalnego worka, krew trafiała z lekami przeciwzakrzepowymi do żyły w drugiej ręce, tworząc zamknięty obieg.
Podczas zabiegu igła kilka razy wypadała z żyły i konieczne były kolejne wkłucia. Na jednej ręce Kamila miała sześć wkłuć. - Pierwsze nie bolało, ale każde kolejne nie było przyjemne. Samo pobranie komórek było bezbolesne - zapewnia.
Na medal
Kamila podkreśla, że od początku miała zapewnioną wspaniałą opiekę ze strony fundacji DKMS. Organizacja pozarządowa, której celem jest walka z nowotworami krwi, opłaciła jej hotel i wyżywienie oraz zwracała koszty podróży do kliniki.
Na medal spisał się też cały personel szpitala, w tym niezwykle życzliwa pielęgniarka. - Nie czułam się, jakbym szła do lekarza, tylko do koleżanki na pogaduchy. Panowała rodzinna atmosfera - oznajmia Kamila.
Bliźniaczka genetyczna
Wracając z kliniki do domu, bohaterka naszego artykułu odebrała kolejny telefon z DKMS. Dowiedziała się, że jej komórki macierzyste zostaną podane kobiecie mieszkającej w Wielkiej Brytanii.
- Wiem jedynie, że to dorosła osoba. Jeżeli przepisy prawa na to pozwolą, to po upływie dwóch lat będziemy mogły się ze sobą skontaktować - mówi Kamila, która ma nadzieję, że kiedyś pozna swoją bliźniaczkę genetyczną.
- Teraz jest dla niej najtrudniejszy czas. Po trzech miesiącach będzie wiadomo, czy przeszczep się przyjął - wyjaśnia 28-latka. W ciągu 72 godzin od oddania komórek macierzystych, zostały one przeszczepione chorej kobiecie.
Zaszczyt
Kamila nie uważa, żeby zostanie dawcą było czymś, czym można się chwalić. - To jest po prostu zaszczyt, że można uratować komuś życie - podkreśla.
Na każdym etapie przed oddaniem komórek krwiotwórczych mogła zrezygnować. - Nie było takiej możliwości. To tak, jakbym przeszła obok osoby umierającej i nie zareagowała - wyznaje.
Kamila, jako dawca przeszczepu, uzyskała pewne przywileje. Może między innymi korzystać z opieki zdrowotnej poza kolejnością. Cieszy się, że zachęciła kilka osób z rodziny do rejestracji w bazie dawców szpiku.
Marzenia
W ciągu dwóch lat od przeszczepu może okazać się, że biorczyni będzie potrzebowała jakiegoś składnika krwi Kamili. Młoda kobieta jest tego świadoma i gotowa przedłożyć czyjeś dobro nad swoje.
- Na spełnienie swoich marzeń o zostaniu mamą mam jeszcze na to czas. Teraz stawiam na rozwój zawodowy - przyznaje Kamila, która jest kierownikiem salonu jednej z sieci komórkowej.
Tatuaż
Kolejny tatuaż Kamila zrobi najwcześniej za dwa lata. To już nie będzie ten sam wzór, który wymyśliła pół roku temu.
- Chciałabym wytatuować sobie dawne logo DKMS, czyli puzzel. Jedna czwarta puzzla będzie w barwach Wielkiej Brytanii, a pozostałe 3/4 w barwach Polski - zdradza kobieta.
Symboliczna grafika do końca życia będzie jej przypominała, że gdzieś na świecie ma swoją bliźniaczkę genetyczną.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Brawo brawo brawo! Jest Pani dobrym człowiekiem. Pozdrawiam serdecznie
Jakby świat lekarski i firmy farmaceutyczne poszly ponad 20lat temu innym kierunkiem medycyny to teraz wszystkie choroby by były leczone komórkami macierzystymi nawet choroby ciężkie i nieuleczalne no ale po co skoro komórki ma każdy i są za darmo a tu się rozchodzi że każdy ma płacić i to bardzo dużo za jakiś np. Lek czy zabieg ( czasami są to nawet miliony)
A to jest zgodne z nauką kościoła???! Ojjj?!
Nie wiem co do tego ma ma wiara?.... Ktoś ratuje drugiej osobie życie, więc trzeba bić brawa, a pisać pierdoły z nudów.
Nie wiem jakiego Pani jest wyznania ale ja jestem wierzącą i praktykującą Katoliczką i jestem przekonania że moja religia to akceptuję a wręcz każe pomagać chorym.
To kościół ma decydować o pomocy osobie chorej ? Lecz się babo....bo kościół z Bogiem już od dawna nie ma nic wspólnego