
Najstarszy fryzjer w Polsce, Marian Teodorczyk ma 92 lata, ale w Łowiczu niewiele brakuje do rekordzisty. Pan Renard Biernacki jest fryzjerem od 15 roku życia, czyli... od 1948 roku.
Choć w marcu ukończył 88 lat, nie zamierza kończyć przygody z fachem. Pan Renard Biernacki wciąż strzyże w zakładzie fryzjerskim na os. Stefana Starzyńskiego 1 w Łowiczu, a niektórzy z jego klientów przychodzą do niego już od 65 lat.
Jeszcze zanim przystąpimy do rozmowy, pan Renard tłumaczy, że jego imienia nie ma w kalendarzu.
- Ksiądz nie chciał mnie ochrzcić jako Renalda. Kiedyś był taki Renaldo, który był jak Janosik: biednemu dawał, a bogatemu zabierał. A ja to nie, ja tylko zabieram – śmieje się fryzjer.
Przez te 73 lata bez przerwy pracował pan w charakterze fryzjera?
R.B.: Miałem przerwę jeszcze za komuny. Nie mogłem dostać wtedy pracy jako fryzjer. Miałem wtedy rok do końca szkoły zawodowej, choć zdobyłem już zawód. Profesor poradził mi, żeby zdobyć dodatkowe uprawnienia i zdobyłem tytuł ślusarza oraz tokarza.
Jak zaczęła się pana kariera?
R.B.: Ja po prostu wybrałem swój zawód. Mój ojciec robił trepy i chciał, żebym ja i wszyscy moi bracia robili trepy. Wysłał mnie do krawca, ale wytrzymałem tam tylko miesiąc, za bardzo mnie to nudziło. Miałem znajomego fryzjera, pana Czesia na Nowym Rynku. Poszedłem do niego na naukę, bo bardzo mi się to podobało. Ojciec wtedy mówił mi, że będą się ze mnie śmiać i nazywać golibrodą, a ja powiedziałem: nie szkodzi. I od tego czasu pracuję jako fryzjer.
Ma pan stałych klientów?
R.B.: Mam i to takich, którzy przychodzą do mnie już wiele lat! Doktor Katarzyński na przykład przychodzi do mnie już ponad 65 lat. Ale strzygłem też wielu innych lekarzy z Łowicza.
W jak wielu zakładach fryzjerskich pan pracował?
R.B.: Tu (w zakładzie fryzjerskim na Starzyńskiego – przyp. red.) pracuję ponad 33 lata. Byłem tu właścicielem, ale oddałem zakład mojemu uczniowi, teraz jestem fryzjerem na 1/4 etatu. Zatrudniłem się, bo według mnie zakład usługowy powinien być zawsze otwarty. Pracowałem też naprzeciwko szkoły czwórki, gdzie miałem swój zakład i 4 lata pracowałem też na Zduńskiej.
Jak długo chciałby pan jeszcze pracować w zawodzie?
R.B.: Chciałbym jeszcze 2 lata. 75 lat pracy to fajny jubileusz.
Co się zmieniło przez tyle lat pracy i kiedy lepiej się pan odnajdował?
R.B.: Oczywiście lepiej pracowało się jak byłem młodszy, ale dzisiejsze narzędzia są dużo większym ułatwieniem. Kiedyś trzeba było korzystać z maszynek ręcznych, ale dziś już nie chciałbym do nich wrócić. Mało tego, inne są stawki: 50 lat temu jak chciałem kupić sobie wedlowską czekoladę musiałem ostrzyc 3 głowy. Dzisiaj za jedną mogę kupić sobie ich 5, taka jest różnica.
Przez ten czas wyszkolił pan do fachu innych ludzi?
R.B.: W 1960 roku uzyskałem tytuł Mistrza, najwyższe odznaczenie dla fryzjera. Musiałem przyprowadzić modela, ostrzyc, a komisja przychodziła, by ocenić efekt. Od tego czasu wyszkoliłem 10 chłopaków i 3 dziewczyny. Jedna z nich, pani Krysia, pracuje dziś w Paryżu!
Lubię ten zawód i jak strzyżę głowę, to ma się podobać nie tylko klientowi, ale i mi. Lustro nie jest dla klienta, tylko dla fryzjera, żeby mógł fachowo ocenić, czy każdy włos jest we właściwym miejscu... chociaż oczywiście klient ma zawsze rację.
A co sprawia, że nadal chce się panu pracować?
R.B.: Dlaczego pracuję? Dlatego, że lubię tę pracę i dlatego, że żyję, a trzeba mieć za co żyć. Z emerytury nie wystarczy mi na podróże, a ja dopiero co obszedłem góry w Polsce. Zwiedziłem całą Europę, czasem jeździłem z żoną, a czasem z synem, Andrzejem (właściciel Galerii Browarnej – przyp. red.).
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo poczciwy, uczciwy miły Pan, fachowiec i dobry człowiek, życzę dużo zdrowia!
Czy ktoś może potwierdzic żeten pan ma korzenie aziatyckich? BANZAJ
Idź do lekarza rodzinnego po lek na nogi, bo na głowę to już za późno.
Bardzo dobry fryzjer. Strzygłem się u niego zanim nie wyłysiałem. Sylwek też bardzo dobrze strzyże. Zdrowia życzę.
Świetny fachowiec, do tego kultura osobista na bardzo wysokim poziomie. Klasa sama w sobie! Zakład Pana Renarda śmiało można nazwać kultowym :)
Pamiętam kiedy jeszcze pan Biernacki miał zakład fryzjerski na Stanisławskiego i przychodził do jednostki ciąć wojsko.Wspanialy człowiek,klasa sama w sobie
Czapki z głów.
miło się czyta takie komentarze, co u łowiczaków jest niezwykle trudno na takie zasłużyć
Byłem jego sąsiadem w latach 60' mieszkaliśmy na Zduńskiej,pozdrowienia od Zosi o jego syna Zbyszka