
Dziś (26 grudnia) przypada 53. rocznica katastrofy kolejowej pod Jackowicami. Miała ona miejsce 26 grudnia 1968 roku a akcja ratunkowa trwała 3 dni.
Katastrofa dalece mniej znana od tej, która miała miejsce w Białymstoku w 1989 roku mimo tego, że również doszło do wykolejenia wagonu z chlorem, a co gorsza - w wyniku zatrucia doszło do kilku zgonów.
W dniu 26 grudnia 1968 roku, około godziny 5:15, szlak Żychlin-Jackowice przemierzał pociąg towarowy nr 71188. Z nieustalonych przyczyn, w okolicach wsi Rząśno wykoleiła się cysterna jadąca na 9 miejscu od końca. Spowodowało to również wykolejenie cysterny znajdującej się tuż za nią i dwu kolejnych. Jedna z cystern wykoleiła się na zewnątrz torowiska, ale druga znalazła się w skrajni toru nr 1, po którym nadjeżdżał pociąg towarowy nr 40471.
Maszynista tego pociągu zauważył przeszkodę z odległości 150-180 metrów i rozpoczął hamowanie. Niestety nie udało się zapobiec zderzeniu - lokomotywa uderzyła w cysternę i pchała ją przez kolejne 60 metrów. W następstwie zderzenia wykoleiła się lokomotywa i 6 wagonów towarowych pociągu 40471. W dennicy uderzonej cysterny został wybity otwór o średnicy ponad pół metra, z którego zaczął ulatniać się gaz.
O 5:33 dyżurny stacji Jackowice połączył się ze stacją Łowicz i powiadomił za jej pośrednictwem pogotowie ratunkowe w Łowiczu.
O 5:50 dyżurny, tą samą drogą, powiadomił posterunek kolejowej MO, która przekazała informację komendzie powiatowej.
O 6:05 miał miejsce telefon ze stacji pogotowia do straży pożarnej. Tuż po nim stacja powiadomiła Powiatowy Sztab Wojskowy w Łowiczu.
6:16 - zostaje powiadomiona Komenda Wojewódzka MO w Łodzi.
6:35 - O katastrofie wie już Ministerstwo Komunikacji, które powiadamia Sztab Generalny WP.
6:40-6:45 - Wymiana informacji między powiatowymi organami wojska i rządu
Już o 5:40 na miejscu pojawiły się pierwsze karetki pogotowia. Lekarze jako pierwszą dostrzegli leżącą w polu, nieprzytomną dróżniczkę z przejazdu, który znajdował się zaledwie 30 metrów od elektrowozu pociągu 40471. Dróżniczkę odwieziono do szpitala, ale niestety została ona pierwszą ofiarą śmiertelną.
Kolejne ofiary znaleźli o 6:40 przybyli na miejsce milicjanci i strażacy. Była to cała obsługa pociągu 40471 - łącznie 5 osób. Cztery spośród nich były już martwe, piąty kolejarz zmarł po kilku godzinach.
Zaraz potem przeszukanie terenu zostało przerwane z powodu działania chloru, choć na tym etapie nadal nie było wiadomo, jaki rodzaj gazu się ulatnia. Jednocześnie dostrzeżono jednak, że w niektórych domach we wsi Rząśno zapalają się światła, dało się także słyszeć krzyki. W związku z tym zarządzono ewakuację wsi.
Dopiero po 6 godzinach i 5 minutach ustalono, że gazem wydobywającym się z cysterny jest chlor.
Brakowało środków umożliwiających unieszkodliwienie gazu - dopiero o 23:00 na miejsce przybył oddział chemików wojskowych.
W tym czasie wyciek powiększył się - trzeba było ewakuować kolejne gospodarstwa wsi Rząśno, do szpitala trafiła kolejna partia osób z objawami zatrucia. Do północy 26 grudnia suma poszkodowanych wyniosła 6 zmarłych kolejarzy i 36 hospitalizowanych osób, z czego 4 stanowili funkcjonariusze MO.
Około godziny 1:00 27 grudnia wojsko wraz z załogą pociągu ratunkowego przystąpiło do podnoszenia jednej z cystern, co zakończyło się przewróceniem dźwigu. Na szczęście cysterna nie uległa rozszczelnieniu.
W godzinach porannych dowódca akcji ratunkowej zarządził początek neutralizacji gazu na 13:00.
O 15:12, w czasie działań, nastąpił wybuch cysterny. Uwolniony obłok w wyniku wiatru zaczął się przemieszczać nad PGR w Jackowicach. Pracowników zdążono ewakuować mimo stawionego przez kierownika PGR-u oporu. Ponownemu skażeniu uległa także część wsi Rząśno. Skażenie ustąpiło o 23:50.
Drugi dzień akcji zakończył się hospitalizacją 15 osób. Zmarła jedna osoba - funkcjonariusz ORMO, który jako jeden z pierwszych pojawił się na miejscu zdarzenia i zlekceważył obowiązek kontrolnego badania lekarskiego, prawdopodobnie ze względu na brak objawów zatrucia.
29 grudnia, od 11:45 przez powiatowy radiowęzeł nadawano komunikaty ostrzegające o możliwości wystąpienia skażenia. Spowodowało to częściową panikę - zanotowano opuszczanie miejsc pracy w niektórych zakładach.
O 14:35 udało się odłączyć lokomotywę od cysterny i do akcji ponownie przystąpili wojskowi chemicy.
O 15:10 nastąpiła kolejna eksplozja i uwolnienie się kolejnego obłoku chloru.
O 16:10 miał miejsce kolejny wybuch.
Dzień 28 grudnia zamknięto wynikiem 34 hospitalizowanych.
We wczesnych godzinach rannych 29 grudnia udało się usunąć z miejsca wypadku wszystkie cysterny poza bezpośrednio uderzoną.
O 9:08 stwierdzono kolejny wyciek, a o 10:38 nastąpiła kolejna eksplozja. Tym razem cysterna została rozerwana, a w wyniku tego dwie osoby zostały ranne odłamkami. Uwolniła się kolejna chmura, która spowodowała konieczność ponownej ewakuacji okolicznych mieszkańców. Stwierdzono kilka przypadków zatrucia, w tym u dróżniczki pełniącej służbę na tym samym posterunku, na którym doszło do śmiertelnego zatrucia innej dróżniczki w dniu wypadku.
Całkowite zniszczenie cysterny i uwolnienie do atmosfery całego ładunku umożliwiło ostateczną dezaktywację terenu przez wojska chemiczne.
Około 17:00, skażenie ostatecznie opadło do poziomu bezpiecznego dla zdrowia ludzi.
O 21:03 oddano do ruchu tor nr 1, tor nr 2 udrożniono o 5:35 30 grudnia.
Łącznie bilans ofiar zamknął się w 7 ofiarach śmiertelnych i 97 poszkodowanych.
W całej akcji ratunkowej wykorzystano:
- 118 f-szy, 19 pojazdów, 21 radiotelefonów w dyspozycji MO
- 50 lekarzy, 112 innych pracowników pogotowia, 19 karetek
- 45 strażaków, 7 samochodów gaśniczych, 2 samochody operacyjne, 7 radiotelefonów PSP
- 259 żołnierzy i 51 pojazdów SZ PRL
Wydarzenie to stało się bezpośrednim impulsem do zmiany trasowania pociągów przewożących materiały niebezpieczne.
Autorem tekstu jest Jonasz Przybyszewski, autor książki "25. Godzina. Katastrofa kolejowa pod Otłoczynem 1980"
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dlaczego doszło do tylu wybuchów ?
Teść mi opowiadał o tej katastrofie kolejowej, mówił że ludzie padali jak muchy a było ich dziesiątki/a w tym artykule tylko parę osób
Antyposiorze jesteś siewcą plotek jak twój teść. Do dzisiaj żyją i mieszkają ludzie w Rząśnie, którzy pamiętają tamte dni. Pojedź do nich i zasięgnij języka. Jeszcze po latach wspominali przemiłą dróżniczkę jaką była pierwsza ofiara katastrofy Pani Cieślak. Być moźe, nie skończyło się na siedmiu osobach, ale na pewno nie było tak jak opowiadał ci teść.
Do Rząśniak Zważ proszę na to że wojsko nigdy nie podało ilu żołnierzy zmarło i zginęło podczas wybuchów cysterny jak podczas akcji ratunkowej i w późniejszym czasie tzw tajemnica wojskowa
W całej akcji ratunkowej wykorzystano 118 funkcjonariuszy MO...spośród których 100 straciło emerytury gdy nastała "dobra zmiana"...