Reklama

Indiańsko-łowickie lato w Kanadzie

24/09/2014 19:58

Mniej więcej jeden na tysiąc dwustu polskich obywateli to mieszkaniec Łowicza, a jak policzyć całą Ziemię Łowicką, to wyjdzie jeden na niespełna pięciuset. W kanadyjskim mieście Mississauga (720 tys. mieszkańców), stanowiącym, wspólnie z Toronto i kilkunastoma innymi miastami, olbrzymią, kilkumilionową aglomerację, mieszka około stu dwudziestu tysięcy Polaków.

Mniej więcej jeden na tysiąc dwustu polskich obywateli to mieszkaniec Łowicza, a jak policzyć całą Ziemię Łowicką, to wyjdzie jeden na niespełna pięciuset. W kanadyjskim mieście Mississauga (720 tys. mieszkańców), stanowiącym, wspólnie z Toronto i kilkunastoma innymi miastami, olbrzymią, kilkumilionową aglomerację, mieszka około stu dwudziestu tysięcy Polaków. Zatem co szósty mieszkaniec Mississaugi to Polak. Nic dziwnego, że język polski słychać tu niemal na każdym kroku, a kilka centrów handlowo-gastronomicznych tworzą placówki wyłącznie polskie. Statystycznie rzecz ujmując emigrantów - łowiczan w mieście Mississauga powinno być więc około setki. Z Ziemią Łowicką nawet dwie setki z okładem. Sądzę jednak, że jest o wiele mniej, bowiem Ziemia Łowicka nigdy na tle Polski biedna nie była, więc i emigracja stąd była znacznie mniejsza niż z Podkarpacia, Podlasia albo Kielecczyzny. Łowiczan jednak i tu się spotyka, nawet przypadkowo.

W taki właśnie, przypadkowy sposób, poznałem w minioną niedzielę na targach książki w Polskim Centrum im. Jana Pawła II w Mississaudze, gdzie podpisywałem swoje „Dwie strony mikrofonu”, panią Małgosię, teraz Margaret, absolwentkę liceum Chełmońskiego i Wydziału Prawa Uniwersytetu Łódzkiego z początkowych lat 80-tych. Wiadomo, że latami osiemdziesiątymi czyli erą Jaruzelskiego nie ma co się chwalić i wtedy to właśnie wielu młodych, wykształconych i dynamicznych ludzi opuściło Ojczyznę. W znakomitej większości na zawsze, bo ich dzieci i wnuki już na dobre wsiąknęły w kanadyjską (czy też jakąkolwiek inną) rzeczywistość i o Polsce nawet słyszeć nie chcą. Rzadko też mówią dobrze po polsku, choć i takich poznałem będąc tu już trzy tygodnie i mając dość duże kontakty z Polonią. Także wcześniejsze.

Od lat mieszka tu Janek Gusta, mój starszy kolega z ogólniaka (matura 1963), absolwent Politechniki Gdańskiej, który kilkanaście lat pracował na Bliskim Wschodzie, ale podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1990 roku, kiedy Irak najechał na Kuwejt, a on właśnie mieszkał i pracował w Kuwejcie, stracił niemal wszystko. Wtedy przeniósł się właśnie do Kanady. Okazało się, że w Mississaudze mamy wielu wspólnych znajomych. W przyszłym tygodniu Janek wybiera się do Polski i do Łowicza na zjazd absolwentów liceum. Trochę żałuję, że mnie na nim nie będzie, ale bilet powrotny z Toronto mam tuż po owym zlocie. Za to – jeśli portal lowicz24.eu pomieści – prześlę napisane wcześniej, dość obszerne, „Wspomnienia licealisty”. Ponieważ jestem teraz częstym gościem bardzo tu popularnego polonijnego Radia 7 (mam w nim od dwunastu lat cotygodniowy komentarz sportowy), więc poprzez radiową antenę też wznawiam stare znajomości. Dzięki radiu właśnie odezwał się kolega z dzieciństwa, pochodzący z d. ul. Łódzkiej (obecnie Jana Pawła II) Mirek Cichal. Już na emeryturze. Odezwali się też inni.

W Kanadzie, podobnie jak w Polsce, zaczęła się przedwyborcza gorączka, bowiem i tu niebawem odbędą się wybory samorządowe. Dla nas dziwnie nietypowo, bo w poniedziałek. Za miesiąc, 27. października. Wśród kandydatów na radnych Mississaugi (niewielkie, 11-osobowe grono) jest mój kolega od lat wielu, żeglarz, a z wykształcenia geodeta, pochodzący z Nowego Sącza, Antoni Kantor. Wspólnie z przyjaciółmi doszedł do wniosku, że to wstyd, iż tak liczna tu Polonia nie ma w miejskiej radzie swojego przedstawiciela i postanowił wystartować. W swoim okręgu ma ponad 60 tysięcy stałych mieszkańców, ale trochę pechowo się składa, że Polacy stanowią w nim niespełna 5 procent. Antoni jest jednak dobrej myśli, a pracy i pieniędzy w kampanię wyborczą wkłada wyjątkowo wiele. Oby mu się powiodło.

Swoją drogą – organy przedstawicielskie nie są w Kanadzie tak liczne, jak w Polsce, więc i oszczędności z tego wynikające są wymierne. Choć kraj jest bardzo bogaty. U nas gmina, nawet niewielka, musi mieć piętnastu radnych. Łowicz jest 25-krotnie mniejszy od Mississaugi, za to miejska rada jest dwukrotnie większa! Samorządy i administrację mamy wyjątkowo rozbudowane, a to przecież nie jedyna polska paranoja. Nie narzucona nam z niebios, ale wymyślona przez polityków.

Pierwszego dnia jesieni w rejonie Toronto o klimacie bardzo zbliżonym do polskiego rozpoczęło się indiańskie lato, u nas nazywane babim. Na najbliższe 10 dni zapowiadana jest temperatura nieco powyżej 20 stopni i pełne słoneczko. Zatem i ciąg dalszy mojego pobytu w Kanadzie powinien być sympatyczny. Zapowiadają się też kolejne interesujące spotkania z Polonią, a w pierwszą sobotę października bal sportowy, na który przyjeżdżają m.in. piłkarscy bohaterowie mojego pokolenia Włodzimierz Lubański i Zygfryd Szołtysik. A także Grzegorz Lato, który w mieszkał tu przez siedem lat i gdzie nadal mieszka jego siostra.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Lowicz24.eu




Reklama
Wróć do