Reklama

Łowiczanin nad fiordami

15/09/2014 18:16

W jednym z poprzednich felietonów wspomniałem o wizycie w Norwegii u pochodzącego z Łowicza artysty-malarza, absolwenta warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, Cezariusza Kabata. Znaliśmy się dobrze na początku lat siedemdziesiątych, gdy obaj dojeżdżaliśmy pociągiem do Warszawy. Wcześniej (po maturze w technikum elektrycznym) Czarek skończył łowickie Studium Nauczycielskie ze specjalnością wychowanie plastyczne i przez dwa lata przybliżał tajniki sztuki uczniom liceum im. Chełmońskiego.

W jednym z poprzednich felietonów wspomniałem o wizycie w Norwegii u pochodzącego z Łowicza artysty-malarza, absolwenta warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, Cezariusza Kabata. Znaliśmy się dobrze na początku lat siedemdziesiątych, gdy obaj dojeżdżaliśmy pociągiem do Warszawy. Wcześniej (po maturze w technikum elektrycznym) Czarek skończył łowickie Studium Nauczycielskie ze specjalnością wychowanie plastyczne i przez dwa lata przybliżał tajniki sztuki uczniom liceum im. Chełmońskiego. Pobierał też korepetycje u znanego łowickiego malarza Zygmunta Pągowskiego. Na ASP dostać się łatwo nie było, o czym dobrze wiedzą inni łowiccy artyści. Jeden z nich o indeks na Krakowskim Przedmieściu ubiegał się nawet ponoć pięć razy. Ale w końcu dopiął swego, a teraz jest mentorem w łowickich sprawach wszelakich.

Jak wielu młodych ludzi, po ukończeniu studiów, Kabat nie mógł znaleźć sobie stosownego miejsca i zajęcia w kraju, więc wspólnie z żoną i maleńką córeczką postanowił z Polski wyemigrować. Padło na Norwegię, w której w latach osiemdziesiątych zbyt wielu Polaków jeszcze się nie osiedlało. Trochę przez przypadek, bo w Warszawie Teresa i Cezariusz Kabatowie poznali małżeństwo z Norwegii, które obiecało pomoc. Z Polski wyemigrował też (do USA) młodszy brat Cezariusza – Andrzej, który był bardzo dobrym dyskobolem, reprezentantem Polski. W kraju, konkretnie w Warszawie, została natomiast ich siostra, u której rodzeństwo Kabatów od czasu do czasu się spotyka. W Łowiczu pozostał tylko grób rodziców.

Większość młodych Polaków w latach osiemdziesiątych wyjeżdżała do USA, Kanady albo Australii, niektórzy po pobytach w tzw. obozach przejściowych zostawali w krajach, które w pierwotnych planach miały być tylko miejscem przesiadki w wyprawie za morza. Liczne grupy Polaków osiedliły się w ten sposób w Austrii, we Włoszech, nawet w Hiszpanii i Grecji. Tysiące wyjeżdżały do Niemiec, popularna była też Szwecja. Na dobrą sprawę nie było państwa w Europie Zachodniej, w której nie znaleźliby się młodzi emigranci z Polski. Wtedy wszyscy powoływali się na powody polityczne, choć zdecydowana większość naprawdę wyjeżdżała zwyczajnie za chlebem. Ten trend powrócił w ostatnich latach, gdy Polska weszła do Unii Europejskiej i gdy oficjalnie otworzyły się dla naszych obywateli zachodnie rynki pracy. Rządy w kraju mamy takie, jakie mamy i gdyby nie emigracja, polskie bezrobocie biłoby zapewne europejskie rekordy. Były już premier Tusk obiecywał na początku swych rządów (ale czego on nie naobiecywał!), że młodzi Polacy za jego rządów będą wracać na Ojczyzny łono. Dziś pusty śmiech człowieka ogarnia na wspomnienie tamtych obiecanek („Obiecanki-cacanki, a głupiemu radość” – mówi ludowa mądrość). Choć na dobrą sprawą powinno się płakać. W końcu i sam premier ewakuuje się do Brukseli będąc zapewne wygodną marionetką dla tych, którzy faktycznie Europą rządzą.

Wśród emigracyjnych kierunków Norwegia (która wprawdzie do UE nie należy, ale jest w strefie Schengen) stała się dziś szczególnie pożądana i atrakcyjna, bowiem zarobki nad fiordami są znacznie wyższe niż w innych krajach, choć koszty utrzymania też są bardzo wysokie. Ale Polak potrafi przecież wyżywić się w miarę niedrogo. Wiele osób pracujących w Norwegii regularnie przyjeżdża do kraju samochodami głównie po to, by wracać z bagażnikami pełnymi wiktuałów. Jak osławione „słoiki” do Warszawy.

Cezariusz Kabat od trzech lat jest na emeryturze i na dobrą sprawę zawiesił swą działalność artystyczną niczym piłkarz buty na kołku. Oglądałem wiele jego obrazów, głównie na fotografiach i reprodukcjach, bo oryginały szybko znajdowały nabywców, i choć nie jestem znawcą sztuki (jak zapewne większość z nas), to muszę stwierdzić, że bardzo mi się spodobały. Osiągały zresztą wysokie ceny. Tematyka bardzo różna, w zależności od zapotrzebowania i zamówień, w zdecydowanej większości realistyczne, choć Kabat, jak niemal każdy artysta, niektóre z dzieł wykonywał dla zaspokojenia wewnętrznej potrzeby.

Próbowałem go namówić, by znów zaczął malować, a za temat obrał m.in. swój rodzinny Łowicz i Ziemię Łowicką. Na razie moje argumenty, że warto byłoby w Łowiczu urządzić wystawę z jego dzieł, że zapewne znalazłyby i u nas nabywców, jeszcze do końca go nie przekonały, ale (mam taką nadzieję) dały powód do myślenia. Drugą pasją Cezariusza Kabata jest fotografia, a Norwegia to niezwykle wdzięczny kraj także do fotografowania. Wspaniałe, dzikie góry, setki przepięknych wodospadów, fantastyczne fiordy, cudowne niebo z zachodami i wschodami słońca, latem białe noce, a zimą zorze polarne, niezwykła przyroda. Tematów nie brakuje. Więc jeśli nie wystawa malarstwa, to może fotografii. Mam nadzieję, że po listopadowych wyborach we władzach Łowicza, a może powiatu i województwa, znajdzie się przychylny klimat dla tych propozycji. Ale trzeba przekonać jeszcze Cezariusza Kabata, człowieka nie tylko wielkiego talentu, ale jeszcze większej skromności.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Lowicz24.eu




Reklama
Wróć do