
Ewa Smerecka wystąpiła w sobotni wieczór w kawiarni Art Palazzo przy ul. Krakowskiej w recitalu pt. „Wszystko ma swój czas”. Było pięknie.
Godzinny występ w kameralnym, ale świetnie przystosowanym akustycznie lokalu, był z pewnością wyjątkowym przeżyciem tak dla wokalistki, jak i dla słuchaczy. W repertuarze przygotowanym przez absolwentkę warszawskiego Wydziału Wokalnego Szkoły Muzycznej II - stopnia im. Fryderyka Chopina próżno było szukać topowych utworów z rozgłośni radiowych. I dzięki Bogu, gdyż był to jedynie atut wczorajszego koncertu.
Recital piosenki prawdziwej wypełniły głównie polskie utwory, okraszone osobistymi wspomnieniami i przemyśleniami Ewy Smereckiej. W ten sposób między artystką a słuchaczami utworzyła się pewna sfera intymności, wypełniona dużą dawką emocji. Te udzieliły się wszystkim, gdy na zakończenie koncertu usłyszeliśmy utwór „Wszystko ma swój czas” grupy Perfekt. Z kompozycją wiązała się bowiem prawdziwa historia wokalistki, która doświadczyła odejścia swej przyjaciółki chorej na raka.
Cały występ nie był jednak smutnym przeżyciem, wręcz przeciwnie, był pełen nadziei i prawdy. - Zaśpiewałam tak, jaka jestem - mówiła Ewa Smerecka. Z uśmiechem przyznała też, że śpiewanie przed swoimi podopiecznymi był nieco stresujące, gdyż każdy błąd mógłby zostać wychwycony. Nic takiego nie miało miejsca, a instruktorkę wokalną Zespołu Pieśni i Tańca „Koderki” oraz akompaniującego jej na gitarze i pianinie Pawła Pioruna żegnały długie brawa.
Warto dodać, że część publiczności przysłuchiwała się koncertowi na korytarzu czy schodach - wszędzie tam, gdzie można było znaleźć odrobinę wolnej przestrzeni - tak liczne było grono odbiorców. Kolejne wydarzenie organizowane przez łowickich licealistów w ramach projektu „Muzyka łączy ludzi” zakończyło się więc pełnym sukcesem.
Zdjęcia autorstwa Artura Rożniaty.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Gitarzysta trochę stał trochę siedział to byście się jakoś zmieniali.
Przez godzinę na stojąco... łoj ja bym nie uciągnął