
Karolina i Aleksander Klaja, czyli po prostu Inka i Olek, wspomnieniami ze swojej 14-miesięcznej wyprawy otworzyli IV edycję Przeglądu Fotografii Podróżników Rowerowych. Do Azji podróżowali... rowerem składakiem.
Młode małżeństwo wybrało się w podróż po Europie i Azji na 40-letnim żółtym składaku - tandemie. Wysłużonym rowerem marki Romet wyruszyli z Wągrowca w kwietniu 2013 roku, by dotrzeć do celu swej podróży, Singapuru, w czerwcu 2014 roku. Jednoślad wymagał oczywiście pewnego „tuningu” - ważył 30 kg, a do tego ponad drugie tyle ważył sam bagaż.
Tandemem przez Azję
Inka i Olek żegnali się z Polską w zimowej scenerii, a pierwszym spośród 16 państw na trasie ich rowerowej przeprawy była Ukraina. Na jej terytorium para przekroczyła pierwszy tysiąc kilometrów, odwiedzając m.in. jedną ze szkół we Lwowie i docierając na Krym. Stamtąd wyruszyli promem do Rosji. Na pokładzie promu spotkali paralotniarzy Swietlanę i Konstantyna, na których kilka dni później natrafili w drodze do Kransodaru. Poznani Rosjanie upierali się, by ich podwieźć i finalnie cała czwórka wraz ze składanym rowerem z trudem zapakowała się do Łady, ruszając w dalszą podróż. Inka i Olek mieli sporo szczęścia, gdyż niedługo później na trasie zatrzymały ich potężne opady gradu.
Kolejnym punktem na ich mapie była Kałmucja, jedyna buddyjska republika w Europie, której stolica Elista nazywana jest małymi Chinami. Podróżnicy dotarli wreszcie na Ural, a Kazachstan, z powodu uciążliwego wiatru, pokonali głównie pociągiem. Tam odwiedzili jedną z wiosek, rozsianych wśród stepów. Zamieszkiwali ją potomkowie Sybiraków, a wielu z nich bardzo dobrze mówiło po polsku. Wizyta rowerzystów z Polski była dla nich prawdziwy wzruszeniem.
Podróżując do Irkucka zaliczyli kąpiel w Bajkale, obierając później kurs na Mongolię. Gdy rowerzyści zawitali do jednego z mongolskich gospodarstw w celu rozbicia namiotu, okazało się... że mieszka w nim Mongoł o polskich korzeniach. Filmik, na którym mężczyzna wykonuje tytułowy utwór z serialu „Czterej pancerni i pies” rozbawił widownię kina Fenix. Po pokonaniu pustyni Gobi, jak mówili, nieco zmęczeni monotonnym krajobrazem, wjechali do Chin, gdzie trwał okres żniw. Odwiedzili oczywiście Wielki Mur Chiński, a w Pekinie zostali przez tydzień. Stolica Chin była dla niech tak naprawdę pierwszym zderzeniem z azjatycką metropolią, zaś sami Chińczycy okazali się bardzo pomocni.
Później para przedostała się promem do Korei Południowej i Japonii, gdzie spotkała się z dwoma znajomymi podróżnikami. Na jednej z prezentowanych fotografii rowerzyści uwiecznili miejsce wybuchu bomby atomowej w Nagasaki, a na wyspie Kiusiu widoki rozpościerające się z wulkanu Aso. Wigilię Bożego Narodzenia spędzili w Tokio, w towarzystwie poznanego wcześniej Japończyka i jego rodziny. W Nowy Rok byli już w Hongkongu, choć świętowali go... trzy razy. Przy granicy z Wietnamem natrafili bowiem na kolejne obchody noworoczne. W jednym z wietnamskich miasteczek zaproszono ich do wielkiego festiwalu z barwnymi pochodami, tańcami i zwyczajami, np. walką kogutów, huśtaniem się na wielkiej, bambusowej huśtawce czy łapaniem kaczki, która była największą atrakcją. Olek wziął nawet udział w tej ostatniej konkurencji, ale kaczki nie zdołał pojmać.
Po wymagającej przeprawie przez górskie tereny dojechali do Laosu, jednego z najbiedniejszych państw na świecie, a później do Tajlandii, w której zmuszeni byli szukać schronienia przed upałem i wszędobylskimi mrówkami pod daszkami, budowanymi dla tutejszych osób pracujących na roli czy przy uprawie kauczuku. W Bangkoku, stolicy Tajlandii, świętowali po raz trzeci Nowy Rok, który ich zdaniem przypominał tam polskiego śmigusa-dyngusa, gdyż wszyscy oblewali się lodowatą wodą. Wiele zaprezentowanych fotografii przedstawiało największą i najbardziej znaną świątynię Angkor Wat w Kambodży.
Ich podróż powoli dobiegała końca, zaliczyli jeszcze po drodze m.in. muzułmańską Malezję, a w Singapurze zameldowali się dokładnie 11 czerwca 2014 roku. Ich licznik wskazywał ponad 21 tysięcy km. Postanowili jednak, że na swoim żółtym tandemie pojadą jeszcze do Sumatry, gdzie przekroczyli równik.
W Łowiczu Inka i Olo mieli na sobie jednakowe, wzorzyste koszule z Indonezji, część tamtejszego tradycyjnego stroju. Ich wysłużony, żółty rower można było również podziwiać w sali kinowej. Niesłychane, że mimo rożnych problemów ze sprzętem, dotarli na tandemie na południowe krańce Azji.
O podróży Piotra Strzeżysza do Patagonii można przeczytać tutaj, a o bajkalskiej przygodzie Kuby Rybickiego tu.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie