
Matka wychowanka Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w Kiernozi, który wykorzystał seksualnie swojego kolegę, oraz emerytowana wicedyrektor placówki zostały przesłuchane przez Sąd Rejonowy w Łowiczu w charakterze świadków w procesie przeciwko byłym i obecnym pracownikom ośrodka.
O procesie, w którym na ławie oskarżonych zasiadają emerytowana dyrektor MOS w Kiernozi Dorota Z., pełniąca obowiązki dyrektora Aneta C., była kierownik internatu Hanna K. oraz wychowawcy Robert W. i Artur B. pisaliśmy na naszym portalu.
Na rozprawie w dniu 25 marca sąd przesłuchał trójkę świadków: matkę Marcina*, wychowanka MOS w Kiernozi, który wykorzystał seksualnie swojego kolegę z MOS, ówczesną wicedyrektor placówki oraz przedstawicielkę łódzkiej fundacji Gajusz.
„Nie może być niejednolitości w postępowaniu”
Obrońca Doroty Z. i Anety C. adwokat Wiktor Antosik wnioskował o wyłączenie jawności rozprawy na czas przesłuchania matki wychowanka MOS w Kiernozi. Jak argumentował, w zeznaniach kobiety mogłyby pojawić się kwestie intymne, które obrażą interes prywatny m.in. nieletnich podopiecznych ośrodka.
Zdaniem mecenasa Antosika media zbyt skrupulatnie relacjonują przebieg rozprawy. Do wniosku adwokata przyłączyli się również obrońcy dwojga innych oskarżonych.
Sąd oddalił ten wniosek. Jak argumentowała sędzia Małgorzata Szubert-Fiałkowska, na poprzednim terminie przesłuchano m.in. matkę pokrzywdzonego chłopca, która podawała okoliczności o zbliżonym charakterze do tych, jakich można spodziewać się w zeznaniach świadka.
- Nie może być takiej niejednolitości w postępowaniu, że matka jednego z małoletnich została przesłuchana na rozprawie jawnej, natomiast co do drugiego świadka zachodzi konieczność wyłączenia jawności - tłumaczyła sędzia Szubert-Fiałkowska.
„Uważałam, że sprawa jest rozstrzygnięta”
Marcin*, chłopiec który przemocą doprowadził swojego kolegę z ośrodka do czynności seksualnych, w MOS w Kiernozi przebywa od września 2017 roku. Jak przyznała jego mama, nastolatek sprawiał jej problemy wychowawcze.
Kobieta o sytuacji między jej synem a innym z wychowanków placówki dowiedziała się następnego dnia, a więc 23 września 2018 r. Jak twierdzi, tego dnia akurat była w Kiernozi, żeby przekazać Marcinowi potrzebne rzeczy.
Świadek została wtedy poinformowana przez wychowawczynię, że w sypialni doszło do jakichś czynności seksualnych między jej synem a jego kolegą Adamem*. Nie przekazano jej do czego konkretnie doszło ani kto był inicjatorem całej sytuacji.
Mama Marcina dowiedziała się, że chłopcy nie będą spali w tej samej sypialni oraz że psycholog przeprowadzi z nimi rozmowę. - Uważałam, że sprawa jest rozstrzygnięta - mówiła 35-latka przed sądem.
W domu jej syn o całym zajściu mówił, że była to tylko zabawa, która przerodziła się w dotykanie miejsc intymnych. Twierdził, że nie było przymusu. Nie chciał o tym rozmawiać. Kobieta o szczegółach zdarzenia dowiedziała się dopiero w sądzie rodzinnym, który prowadził postępowanie w tej sprawie.
Świadek oznajmiła przed sądem, że „takie incydenty” z Adamem zdarzały się już wcześniej. - Nie raz miał do czynienia z chłopcami - oświadczyła świadek. Podczas jednego z przesłuchań stwierdziła, że nastolatek, którego skrzywdził jej syn, miał kontakty z siedmioma innymi wychowankami MOS w Kiernozi.
- Mnie jak by działa się krzywda, to bym się darła - powiedziała na sali rozpraw matka Marcina. Kobieta stwierdziła ponadto, że gdyby między jej synem a Adamem doszło do przemocy, to na pewno zareagowałby ich współlokator.
Zdaniem świadka, MOS w Kiernozi zrobiło w sprawie wszystko jak należy, zaś matka Adama „zaczęła robić szum”, choć wielokrotnie była informowana o problemach natury seksualnej swojego syna.
„Adam miał do mnie zaufanie”
Na tym samym terminie sąd przesłuchał byłą wicedyrektor MOS w Kiernozi. Kobieta twierdzi, że o tym, do czego doszło między dwoma wychowankami placówki, dowiedziała się w listopadzie 2018 r., po przyjeździe do ośrodka matki pokrzywdzonego chłopca.
To świadek po rozmowie z dyrektor Dorotą Z. zgłosiła sprawę na policję. Jak przyznała, była odpowiedzialna za kontakty z mundurowymi w przypadku niepokojących sytuacji. - To taki ośrodek, że zawsze może się coś zdarzyć - mówiła przed sądem.
Emerytowana wicedyrektor oświadczyła, że miała bardzo dobry kontakt z Adamem. - Często rozmawialiśmy. Myślę, że miał do mnie zaufanie - powiedziała przed sądem.
Nastolatek bywał w jej gabinecie niemal na każdej przerwie. Mówił o swoich problemach w klasie, skarżył się, że dokuczają mu koledzy. Nigdy nie zwierzył się jednak ze zdarzenia, do którego doszło 22 września 2018 r.
- Dzieci opowiadały nieraz, że Adam nie zachowuje się tak jak powinien - przyznała była pracownica MOS w Kiernozi. Miał na przykład zdejmować spodnie czy proponować chłopcom wykonanie innej czynności seksualnej.
Na pytanie jednego z mecenasów kobieta odparła, że na bieżąco zapoznawała się z zeszytem zachowań negatywnych, lecz w poniedziałek po weekendzie, kiedy doszło do zajścia między chłopcami, nie znalazła w nim żadnych zapisów, które by ją zaniepokoiły.
Była zastępca dyrektor placówki w gminie Bielawy nie pamięta treści notatki sporządzonej przez jednego z oskarżonych wychowawców, ani nie przypomina sobie, żeby zapoznawała się z notatką psychologa.
Świadek mówiła, że to ona wkładała notatki do akt wychowanków. - Jeśli notatka znalazła się w aktach dziecka, to raczej za moją wiedzą - oświadczyła. W swoim gabinecie nie miała nawet komputera, więc wszelkie notatki wpływały do niej w formie papierowej.
Kobieta była pytana m.in. o schemat zawiadamiania policji. Jak mówiła, nauczyciele lub wychowawcy informowali ją o niepokojących sytuacjach, o których powinny zostać zawiadomione służby, a następnie sama je zgłaszała.
Emerytowana wicedyrektor MOS w Kiernozi określiła się jako osobę koordynującą te czynności, choć jak dodała, każdy pracownik miał prawo, a nawet obowiązek wezwać policję, gdy była taka potrzeba.
„Chłopiec płakał ze szczęścia”
Sąd przesłuchał także przedstawicielkę łódzkiej fundacji Gajusz, która uczestniczyła w spotkaniu matki Adama i chłopca z dyrektorem MOPS w Łodzi oraz seksuologiem.
- Dziecko było bardzo zestresowane. Chłopiec jak dowiedział się, że nie musi wrócić do tego MOS-u, to płakał ze szczęścia i całował tego dyrektora - mówiła przed sądem świadek.
Na rozprawie sąd zlecił prokuraturze zabezpieczenie nagranej na dyktafon rozmowy matki pokrzywdzonego chłopca z oskarżonymi Dorotą Z. i Anetą C. podczas spotkania w MOS w Kiernozi 5 listopada 2018 r.
Proces będzie kontynuowany w maju. Wtedy też mają zostać przesłuchani kolejni świadkowie.
*imiona wychowanków zostały zmienione
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ci co udają że nie wiedzieli o sprawie powinni być ukarani. Rodzice wiedzieli, wychowawcy wiedzieli, kierownik wiedziała a tamci nie wiedzieli no cyrk.
Ile jeszcze starosta będzie udawał że tam w ośrodku jest wszystko dobrze ?na sali sądowej dwie funkcjonujące dyrektorki ,jedna była a druga wice, i dalej rządzą....a rządzą tak że zawieszają pr4acowników za nic, preparują dowody ,i to ma być dobro wychowanków? nie warto dobrze wykonywać swojej pracy, bo i tak nie będzie się docenionym tylko ,,w nagrodę ,, zawieszonym....W kuratorium zamęt i tracenie czasu na rozpatrywanie ,,doniesionych ,,głupot ,podjudzanie i podział załogi pracującej a co najgorsze nie pedagogiczne zastosowanie metod nacisku na podopiecznych.
Zawieszając mają powody. Czy pedagogiczne jest wyzywanie chłopców od brudasów lub szarpanie ich. Wychowawca widać ma tam pełne prawo robić co chce z tymi dziećmi.
Chyba ty stefek tak robisz wyzywasz i bijesz dzieci, ale ty możesz bo piszesz te anonimy i preparujesz dowody. Jednak to wszystko wyjdzie na jaw.