
Przed Sądem Okręgowym w Łodzi rozpoczął się proces 40-letniego Sławomira Cz. z Łowicza oskarżonego o zabójstwo 53-letniej Elżbiety M. Do tragedii doszło 23 września 2016 roku na ul. Armii Krajowej w Łowiczu.
40-letni Sławomir Cz. usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem bezpośrednim. Grozi mu nawet dożywotnie pozbawienie wolności. Śledczy zarzucają mężczyźnie, że zadał 53-letniej Elżbiecie M. cios nożem kuchennym w okolicy lewego stawu ramiennego, powodując powstanie rany kłutej klatki piersiowej. Kobieta wykrwawiła się umierając na chodniku pod blokiem.
Z ustaleń prokuratury wynika, że 23 września 2016 roku grupa znajomych spożywała alkohol w mieszkaniu w bloku komunalnym przy ul. Armii Krajowej w Łowiczu. Mieszka tu Władysław Cz., ojciec 40-latka. W pewnym momencie miało dojść do scysji między oskarżonym a poszkodowaną. Mężczyzna miał pójść za swoją ofiarą do toalety i tam zadać jej śmiertelny cios. 53-latka wyszła na dwór, gdzie zmarła.
Sławomir Cz. został doprowadzony na salę rozpraw z aresztu. Mężczyzna nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Skorzystał z prawa odmowy składania wyjaśnień oraz odpowiadania na pytania. Na czwartkowej (11 maja) rozprawie przewodniczący składu orzekającego sędzia Piotr Wzorek odczytał treść wyjaśnień złożonych przez oskarżonego w postępowaniu przygotowawczym.
Dwa dni po tragedii 40-latek mówił w prokuraturze, że 23 września prosto po pracy odwiedził swojego ojca Władysława w jego mieszkaniu na łowickiej Korabce. Byli tam ich wspólni znajomi, małżeństwo Sebastian i Wioletta Cz., a później dołączyła koleżanka kobiety, Agnieszka K. Pili alkohol, gdyż jak twierdzi oskarżony, Agnieszka miała urodziny lub imieniny. Nie pamięta, aby ktoś jeszcze przebywał w mieszkaniu.
Tragicznego piątkowego wieczoru Sławomir Cz. miał wypić kilka piw. Zaczął, gdy wracał z pracy. Był zmęczony, po jakimś czasie poczuł się źle i położył się w łóżku. Gdy policja weszła do mieszkania został skuty, podobnie jak pozostałe osoby. Nie wiedział dlaczego. Dopiero na komendzie miał usłyszeć, że chodzi o Elżbietę M. Jak mówił, nie znał kobiety o takich danych osobowych. Zaprzeczał, że w domu ojca brał do ręki nóż.
Zeznania w charakterze świadków złożyli dziś policjanci interweniujący feralnego wrześniowego wieczoru na łowickim osiedlu oraz osoby, które widziały konającą pod blokiem kobietę i wezwały pogotowie ratunkowe.
Funkcjonariusze Dawid S. i Zbigniew P. dotarli na miejsce, gdy lekarz stwierdził już zgon 53-latki. Jak zeznali, zakrwawiona kobieta leżała pod blokiem, a ślady krwi prowadziły do mieszkania Władysława Cz. - Przez drzwi słychać było hałas. Wszystko wskazywało na to, że w domu ma miejsce libacja alkoholowa - twierdzi Dawid S. Próbował z kolegą dostać się do mieszkania Cz., ale nikt nie chciał im otworzyć. Wezwali posiłki oraz strażaków, którzy wyłamali drzwi.
Oskarżony leżał na łóżku. Zdaniem młodszego z policjantów udawał, że znajduje się w stanie upojenia alkoholowego. - Nie zataczał się, zachowywał się dosyć spokojnie - zeznał 24-letni funkcjonariusz opisując moment zatrzymania podejrzanego. Już na komendzie Sławomir Cz. bardzo chciał umyć ręce. - Nie chciałem mu na to pozwolić. Dlatego robiąc wszystko, aby je wyczyścić, pluł na nie i wycierał o ubranie.
W łódzkim sądzie stawiły się również osoby, które jako ostatnie widziały żyjącą Elżbietę M. Jedna z sąsiadek, mieszkająca w klatce obok Cz., tego dnia po godzinie 22 wyszła z psem na spacer. Słyszała, że u sąsiada jest impreza. Gdy wracała do domu, zauważyła ślady krwi oraz osobę leżącą na wznak przy chodniku.
- Pomyślałam, że człowiek uderzył się w głowę wychodząc z imprezy i stąd te plamy - zeznała. Kiedy zbliżyła się na odległość kilku kroków i zapytała leżącego (myślała wówczas, że to mężczyzna - przyp. red.) czy może jakoś pomóc, nie otrzymała odpowiedzi. Nie miała przy sobie telefonu, dlatego poszła do mieszkania i tam zadzwoniła po karetkę. Przyznała, że ranna osoba musiała wtedy jeszcze żyć, bo widać było ruch klatki piersiowej.
Na numer alarmowy zadzwoniła również łowiczanka, która dostrzegła zakrwawioną kobietę wracając z partnerem do domu po pracy, około 22:20. Oboje zauważyli poszkodowaną na skraju chodnika, gdy parkowali auto. Zeznali, że 53-latka dawała oznaki życia. Ciężko oddychała, a w dłoni miała telefon komórkowy. Po 10-15 minutach przyjechała karetka, ale lekarz stwierdził zgon kobiety.
23 września około 22 na spacer z psem wyszła także sąsiadka Władysława Cz., mieszkająca w tej samej klatce. Przyznała, że gdy wychodziła na dwór słyszała odgłosy libacji alkoholowej. Wracając natknęła się na parę, która wezwała karetkę do rannej kobiety. Jak opowiadała, była zszokowana dużą ilością krwi przy wejściu do klatki.
Ślady krwi prowadziły pod drzwi sąsiada z parteru. Kobieta zeznała, że kiedy wracała ze spaceru, u Cz. było już cicho. - Słyszałam tylko głos, jakby ktoś kogoś prosił „no, wstawaj” - dodała. Ani karetki, ani policji nie było jeszcze wtedy na miejscu.
W procesie w roli oskarżyciela posiłkowego występuje Barbara M., matka zmarłej. Starsza kobieta słuchając świadków opisujących jak umiera jej córka nie umiała powstrzymać łez. Sama również została przesłuchana. Jak mówiła, córka miała ją odwiedzić tego dnia. Poszła jednak z koleżanką do innego bloku. Nie wie, czy kobieta utrzymywała kontakty towarzyskie z Władysławem i Sławomirem Cz. - Raczej chyba nie - mówiła. Sama 80-latka nie zna Cz. O tym, że Elżbieta M. nie żyje, dowiedziała się nazajutrz od sąsiadów i zięcia.
Na wezwanie nie stawiła się 84-letnia mieszkanka Korabki. Sąd ujawnił jej zeznania złożone dzień po zadźganiu Elżbiety M. Kobieta stała z koleżanką i widziała, jak 53-latka wyszła z bloku. - Pamiętam, że szła prosto. To znaczy nie była bardzo pijana - zeznała. Później Elżbieta M. upadła. Nie krzyczała, nie prosiła o pomoc. Obserwujące zajście sąsiadki uznały, że jest pijana.
84-latka wracając do mieszkania zauważyła liczne ślady krwi na klatce schodowej. Zapukała do mieszkania Władysława Cz. Chciała, aby posprzątał klatkę. Ten odpowiedział niekulturalnie i zamknął jej drzwi przed nosem. - Widziałam, że był widocznie zdenerwowany. Nigdy przedtem nie był dla mnie tak niemiły - miała powiedzieć śledczym starsza pani.
Rozprawa będzie kontynuowana w przyszłym tygodniu. Wtedy też mają zeznawać uczestnicy imprezy, podczas której miało dojść do zadania 53-latce śmiertelnego ciosu ostrym narzędziem.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nie ma to jak wóda. Wszystkich takich jak w/w powinno się w jednym miejscu lokować. Nawzajem się powybijają i będzie po kłopocie. Miasto samoistnie oczyści się z meneli. Normalni wyjechali do Warszawy lub za granicę.