Reklama

Zabójstwo w Łowiczu. Mariusz S.: „Miron był upijany przez dwóch mężczyzn. Marzena biła go i kopała”. Oskarżona: „To bzdury”

Mariusz S. złożył wyjaśnienia uzupełniające w postępowaniu odwoławczym od wyroku w sprawie zabójstwa Mirona B. z Łowicza. 38-letni kochanek żony zamordowanego został skazany przez sąd pierwszej instancji na karę 25 lat pozbawienia wolności. Zaprzecza, że brał udział w morderstwie 41-latka, a jako sprawczynię zabójstwa wskazał Marzenę B.

Jak już informowaliśmy, proces odwoławczy przed Sądem Apelacyjnym w Łodzi ruszył wczoraj (4 marca). W sądzie pierwszej instancji Mariusz S. usłyszał wyrok 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo Mirona B., a współoskarżona o morderstwo Marzena B. została skazana na 4,5 roku więzienia za poplecznictwo, czyli m.in. za zacieranie śladów przestępstwa.

Oboje oskarżeni uczestniczyli w środowej rozprawie apelacyjnej. W asyście policjantów siedzieli na ławie oskarżonych oddzielonej od reszty sali szybami. Kobieta została przewieziona do sądu z łódzkiego więzienia przy ul. Beskidzkiej, a Mariusz S. z zakładu karnego w Sieradzu.

Cztery apelacje
Od wyroku Sądu Okręgowego w Łodzi wpłynęły łącznie cztery apelacje. Odwołali się prokurator i pełnomocnik siostry zamordowanego, która występuje w procesie w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Obaj wnieśli apelacje na niekorzyść obojga oskarżonych, domagając się uchylenia wyroku w całości i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania.  

Oskarżyciele zarzucają sądowi pierwszej instancji m.in. niewłaściwą ocenę materiału dowodowego. Zdaniem prokuratora Jana Snopkiewicza sąd nieprawidłowo przyjął, że wyjaśnienia oskarżonej dotyczące jej zachowania w trakcie zabójstwa męża są wiarygodne. Nie zgadza się również z oceną sądu, że kochankowie nie planowali morderstwa, a zabójstwo męża kobiety było nagłym zdarzeniem.

Uniewinnienia swojego klienta bądź ewentualnie uchylenia wyroku i ponownego rozpatrzenia sprawy domaga się natomiast adwokat Władysław Marczewski, obrońca Mariusza S. Z kolei zdaniem mecenasa Piotra Kony broniącego Marzenę B., kara 4 lat i 6 miesięcy więzienia wymierzona jego klientce jest rażąco niewspółmierna do czynu, jaki jej przepisano. Dlatego domaga się łagodniejszego wyroku i skazania kobiety na 2,5 roku pozbawienia wolności.

Wyjaśnienia oskarżonego
Na rozprawie apelacyjnej sąd zgodził się, aby Mariusz S. złożył dodatkowe wyjaśnienia. Wnioskowali o to oskarżony i jego obrońca. Wyjaśnienia były dość obszerne, a niekiedy nie miały większego znaczenia dla istoty postępowania, dlatego przewodnicząca składu orzekającego sędzia Barbara Augustyniak kilkukrotnie upominała oskarżonego, aby wypowiedział się jedynie co do istotnych okoliczności sprawy.

Wyjaśnienia 38-letniego łodzianina były częściowo odmienne od tych, jakie złożył w procesie przed sądem pierwszej instancji. Mariusz S. wyznał chociażby, że tej nocy, której doszło do zabójstwa Mirona, był w domu małżeństwa B. na łowickiej Korabce i widział w jaki sposób zginął 41-latek. Co mówił?

Plan
To była niedziela 26 listopada 2017 r. Mariusz S. umówił się z Marzeną, że tego dnia przyjedzie do Łowicza, żeby się z nią spotkać. Za kilka dni miał jechać w trasę. Był zawodowym kierowcą. Z Łodzi przyjechał jej fiatem seicento, którym jeździł. Umówili się na stacji benzynowej przy ul. Poznańskiej.
Kobieta przyjechała oplem astrą. Oskarżony mówił, że auto miało uszkodzoną skrzynię biegów i następnego dnia miał zaprowadzić pojazd do warsztatu samochodowego. Początkowo kochankowie mieli jechać do Łodzi wspólnie, by spędzić czas przed wyjazdem mężczyzny. Podczas spotkania Marzena stwierdziła, że jednak nie może z nim pojechać.

Gdy Mariusz S. odwoził ją do domu, 34-latka opowiedziała mu o pewnym planie. Jak wynika z relacji oskarżonego, kobieta zamierzała upić męża, a następnie wezwać policję. Chciała w ten sposób pogrążyć Mirona, z którym była w trakcie rozwodu. „Ja mu pokażę, popamięta mnie” - miała powtarzać kobieta podczas rozmowy z kochankiem.

Oskarżony zapytał wtedy pasażerkę, czy warto jej robić takie rzeczy kilka dni przed ostatnią rozprawą rozwodową. Marzena miała oświadczyć, że tak i poprosiła Mariusza o pomoc. Chciała, aby po wezwaniu policji potwierdził on, że był świadkiem jak pijany Miron atakował żonę. - Zgodziłem się i najbardziej żałuję tego, że uczestniczyłem w tym wszystkim - powiedział przed sądem Mariusz S.

Paralizator
W niedzielne przedpołudnie, przed przyjazdem do Łowicza, Mariusz S. kupił trzy paralizatory w jednym z łódzkich lombardów. Jak tłumaczył, kilkukrotnie prosiła go o to Marzena. 34-latka chciała mieć jedno urządzenie na własny użytek, a pozostałe dwa dla swoich koleżanek z pracy. Dzięki paralizatorom kobiety miały czuć się bezpieczniej.

Z wyjaśnień Mariusza S. wynika, że gdy po spotkaniu na stacji benzynowej odwoził Marzenę do domu, na posesji B. stał samochód. Oskarżony nie był w stanie określić marki i dokładnego koloru pojazdu. W aucie miał siedzieć mąż koleżanki z pracy oskarżonej, który miał odebrać paralizatory.

Wezwanie
Mariusz S. po odwiezieniu kobiety do domu udał się na stację benzynową do Jamna, gdzie oczekiwał na wezwanie ukochanej. W międzyczasie oboje wielokrotnie kontaktowali się ze sobą, pisząc smsy i rozmawiając na internetowym komunikatorze. W poniedziałek 27 listopada około godz. 1 oskarżony podjechał na stację paliw na ul. Poznańskiej, aby być w pobliżu domu małżonków.

Tam też otrzymał wiadomość od Marzeny. Zapytała go czy śpi. Mariusz odpisał „kocham cię”, po czym udał się do jej domu. Oskarżony tłumaczył, że był to swego rodzaju kod, tzw. „alert gotowości”, jaki ustalili wcześniej między sobą oskarżeni.

Upijanie...
Kiedy Mariusz był już pod domem, Marzena wyszła po niego. - Uprzedziła mnie, co zaraz zastanę w domu. Powiedziała, że jej mąż tego pożałuje i że jest upijany - opowiedział przed sądem oskarżony.

38-latek zobaczył leżącego na łóżku Mirona ze skrępowanymi rękoma i nogami. Relacjonował, że było przy nim dwóch mężczyzn, którzy podawali mu alkohol. - Jeden pochylony nad nim wlewał mu alkohol na siłę z butelki do ust, a drugi trzymał jego głowę - opisywał Mariusz S. Jego zdaniem butelka, którą przystawiano 41-latkowi do ust, była mniej więcej do połowy pełna.

Składając wyjaśnienia oskarżony oświadczył, że na stole stała druga pusta butelka. Dosłownie chwilę później na pytanie sędzi odpowiedział jednak inaczej. Wskazał, że opróżniona flaszka stała na podłodze przy łóżku.

... i śmierć Mirona
Później Marzena podeszła do męża. - Zaczęła go okładać rękoma po twarzy, wykrzykując „zobacz, jak to jest dobrze jak nie możesz oddać” - relacjonował Mariusz S. Miron miał prosić ją, aby go nie biła i że zrobi wszystko, żeby przestała. Pytał o syna, ale kobieta mówiła, że „teraz to dla niego nieważne”.

Z relacji oskarżonego wynikało, że z każdym pytaniem poszkodowanego Marzena była coraz bardziej agresywna, biła męża częściej i mocniej. Krzyczała. Kiedy Mariusz usłyszał stuknięcie drzwi na górze, powiedział kobiecie, że prawdopodobnie obudził się jej syn. Kobieta poszła sprawdzić co się dzieje. W tym czasie mężczyźni, którzy wcześniej mieli upijać jej męża, przeszli do kuchni.

Mariusz podszedł do Mirona. Szykanowany mężczyzna powiedział mu, że jest gotów zrobić wszystko, byle tylko Marzena zostawiła go w spokoju. Mariusz odparł, że znalazł się tu przez przypadek i że też jest zaskoczony tą sytuacją.

Kobieta wróciła z pokoju dziecka i znowu zaczęła okładać małżonka. - W pewnym momencie weszła na łóżko, na którym leżał jej mąż i zaczęła go dosłownie kopać nogami po twarzy - opowiadał Mariusz. Jak mówił, próbował ją odciągnąć od męża. Mówił, że Marzena była w amoku. Niechcący uderzyła w twarz oskarżonego, wybijając mu łokciem dwa zęby.

Zakrwawiony Mariusz poszedł do łazienki, aby wytrzeć twarz. Gdy po kilku minutach wyszedł z łazienki, zobaczył jak oskarżona stoi na szyi małżonka. Na stopach miała tylko frotowe skarpety.

Oskarżony zapytał się jej „co ty robisz?”. „Skończyłam ze skur...” - miała odpowiedzieć Marzena. Mariusz dobiegł do Mirona i sprawdził tętno. Nie wyczuwał pulsu. Kobieta stwierdziła, że „skończył się jej koszmar i teraz będzie łatwo”. Mariusz miał jej powiedzieć, że nie chce w tym dalej uczestniczyć. Marzena prosiła, aby został i pytała, co ma teraz zrobić. - Odpowiedziałem, że nie interesuje mnie to i żeby dała mi spokój - stwierdził 38-latek.

Składając wyjaśnienia łodzianin przyznał, że widział jak dwaj mężczyźni próbujący wcześniej upić Mirona zsunęli jego ciało z łóżka na podłogę. Potem Mariusz opuścił dom. Sędzia dopytywała go, dlaczego Marzena B. chciała, aby został, skoro zwłokami zajęli się już dwaj mężczyźni.

- Myślę, że to po prostu w pewnym momencie wymknęło się pani B. spod kontroli. Cel był inny i cała ta sytuacja w mojej ocenie miała przebiegać zupełnie inaczej - odpowiedział S.

Garaż
Po brutalnych scenach w domu B., Mariusz między godz. 2:30 a 3 wyjechał z Łowicza w kierunku Łodzi. Jak mówił, po drodze został skontrolowany przez patrol policji. Podczas rutynowej kontroli funkcjonariusze poprosili go m.in. o otwarcie bagażnika. Nad ranem, ok. godz. 5, był już w domu i rozmawiał przez telefon z Marzeną.

Później wynajął garaż przy ul. Zygmuntowskiej w Łodzi. Jak wyjaśniał, planował sprowadzić samochód z zagranicy. Ostatecznie zamiast auta z Niemiec, w styczniu 2018 r. w garażu odnaleziono skrępowane zwłoki Mirona zapakowane w kołdrę i folię, spięte szczelnie pasem transportowym.  

Oskarżony oświadczył też, że był u mechanika, ale uszkodzona skrzynia biegów w oplu nie była naprawiana. Na prośbę Marzeny tego samego dnia oddał jej auto, a także klucze do garażu i umowę przedwstępną najmu.

Obietnica
Ponieważ przedstawiony przez S. przebieg zdarzeń częściowo różnił się od tego, co oskarżony mówił w Sądzie Okręgowym, sędzia odczytała jego wcześniejsze wyjaśnienia. Potwierdził on, że widzi rozbieżności.

- Postanowiłem przerwać milczenie w tej sprawie - oświadczył Mariusz S. - Związane to było ze złożoną obietnicą pani B., że jestem gotów wziąć całą winę na siebie, po to żeby ona uniknęła konsekwencji za zabójstwo swojego męża - tłumaczył.

Sędzia Augustyniak dopytywała jaką winę wziął na siebie oskarżony, skoro z wcześniejszych wyjaśnień nic takiego nie wynika. S. tłumaczył, że wcześniej nie mówił wszystkiego bądź w pewnych sytuacjach mówił niepełną prawdę.

- Jest mi wstyd, że od samego początku nie zachowałem się tak, jak powinienem się zachować. Takie wyjaśnienia chciałem złożyć już na policji, ale byłem blokowany przez adwokata, rzekomo dla mojego dobra - wyznał oskarżony. W postępowaniu przed sądem pierwszej instancji bronił go inny mecenas.

Zaznaczył, że w przypadku sprzeczności między wyjaśnieniami prawdziwe są słowa, które wypowiedział w sądzie apelacyjnym. - Chciałbym przeprosić rodzinę pana B. za to, że nie zrobiłem tego wcześniej - powiedział Mariusz S.

Niebieska beczka
Przed ogłoszeniem wyroku przez sąd pierwszej instancji Mariusz S. domagał się zabezpieczenia niebieskiej beczki o pojemności ok. 250 litrów znajdującej się w garażu małżonków. Jak mówił na środowej rozprawie, dostarczył ją Marzenie na jej prośbę 25 listopada. Oskarżony przypuszczał, że kobieta chciała ukryć w beczce ciało zamordowanego męża. I że mogą być na niej ślady biologiczne.

Na pytanie obrońcy oskarżonej Mariusz S. odparł, że nie miał żadnego kontaktu z ciałem poszkodowanego z wyjątkiem sytuacji, gdy sprawdzał jego tętno.

Bzdura
Marzena B. odniosła się do wyjaśnień złożonych przez Mariusza S. Powiedziała, że nigdy nie prosiła go o zakup paralizatorów dla siebie lub swoich koleżanek. A jak ustosunkowała się do przedstawionego przez oskarżonego przebiegu zabójstwa?  - To wszystko jest bzdurą - skomentowała. 34-latka w całości utrzymała swoje wcześniejsze wyjaśnienia, w których wskazała, że winnym morderstwa jej męża jest Mariusz.

Wnioski dowodowe
Sąd oddalił pozostałe wnioski dowodowe składane przez obrońcę oskarżonego, m.in. o przeprowadzenie uzupełniającej opinii biegłych z zakresu badań DNA czy o przesłuchanie jednego z funkcjonariuszy łowickiej policji w związku z czynnościami prowadzonymi z oskarżoną na komendzie.

Wobec braku innych wniosków dowodowych sędzia Barbara Augustyniak zamknęła przewód sądowy. Rozprawa będzie kontynuowana 15 kwietnia.

 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Gość PK - niezalogowany 2020-03-06 18:00:11

    Gościu pogrązył sie na maxa!Pewnie sąd utrzyma wyrok wobec niego a Marzenie B.obniży do tego,o co zabiega mecenas Kuna,nota bene najlepszy adwokat z całej Łódzkiej Palestry!Pewnie znajdzie okoliczności łagodzące,że względu na dobro dziecka,które wychowuą dziadkowie że strony Marzeny B.Wcale się nie zdziwie,gdy w kwietniu wyjdzie prosto z sali sądowej na wolność!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Gość - niezalogowany 2020-03-07 13:39:45

    Powinna gnić w pierdlu 25 lat.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Lowicz24.eu




Reklama
Wróć do