
- Najbardziej boli mnie, że syn nie otrzymał żadnej pomocy - mówiła w rozmowie z dziennikarzami mama wychowanka Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w Kiernozi, który został zgwałcony przez kolegę z ośrodka. Jej zdaniem kierownictwo placówki chciało zamieść sprawę pod dywan.
W Sądzie Rejonowym w Łowiczu w poniedziałek 15 marca kontynuowany był proces przeciwko byłym i obecnym pracownikom MOS w Kiernozi.
Na ławie oskarżonych zasiadają emerytowana dyrektor Dorota Z., pełniąca aktualnie obowiązki dyrektora placówki Aneta C., była kierownik internatu Hanna K. oraz wychowawcy Robert W. i Artur B.
Prokuratura zarzuciła oskarżonym, że mimo posiadania wiarygodnej wiedzy nie zawiadomili organów ścigania o tym, że jeden z wychowanków placówki we wrześniu 2018 r. przemocą zmusił swojego kolegę z ośrodka do stosunku seksualnego. Byłej dyrektor Dorocie Z. śledczy przedstawili ponadto zarzut niedopełnienia obowiązków. Oskarżonym grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Na pierwszej rozprawie, która odbyła się 4 marca, Dorota Z., Aneta C. i Hanna K. nie przyznały się do popełnienia zarzucanych im czynów. Odmówiły też składania wyjaśnień.
Sąd częściowo wyłączył jawność rozprawy
Na kontynuowanym w poniedziałek 15 marca posiedzeniu stawili się nieobecni na poprzednim terminie oskarżeni Robert W. i Artur B. Przed tygodniem obaj tłumaczyli swoją nieobecność chorobą, dlatego sędzia Małgorzata Fiałkowska-Szubert uznała, że ich absencja jest uzasadniona i postępowanie może być prowadzone.
Zdaniem adwokata Tomasza Damięckiego, obrońcy Artura B., takie wrażliwe dane o jego kliencie nie powinny być ujawnione przez media relacjonujące przebieg procesu. Dlatego też złożył wniosek o wyłączenie jawności rozprawy, wskazując na możliwość naruszenia dobrych obyczajów oraz ważnego interesu prywatnego swojego klienta.
Sędzia Małgorzata Szubert-Fiałkowska przychyliła się do tego wniosku i zadecydowała o wyłączeniu jawności rozprawy w zakresie dotyczącym wyjaśnień oskarżonych. Część procesu, w której nie uczestniczyli dziennikarze, trwała około 1,5 godziny.
Na etapie postępowania przygotowawczego wychowawcy ośrodka nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów.
„Coś takiego było, ale...”
Pierwszymi świadkami wezwanymi przez sąd byli matka pokrzywdzonego chłopca oraz pedagog i przyjaciel rodziny. Gdy dowiedzieli się od Adama*, że został wykorzystany przez swojego kolegę z ośrodka, udali się do MOS w Kiernozi na rozmowę z dyrekcją.
39-latka wraz z mężem stworzyła dla Adama rodzinę zastępczą. Chłopiec trafił pod ich opiekę, gdy miał 3 latka. Od września 2016 roku przebywał w MOS w Kiernozi.
- Syn od tego czasu poprawił swoje zachowanie, był bardziej systematyczny, bardziej dbał o higienę - mówiła kobieta. Wydawało się, że wszystko jest dobrze, aż do listopada 2018 roku. 12-latek po kilku dniach spędzonych w domu miał wrócić do ośrodka w Kiernozi.
- Adam zaczął płakać i mówić, że nie chce tam wracać. Na początku nie chciał powiedzieć, dlaczego - opowiadała przed sądem mama nastolatka. Chłopiec w końcu wyznał, że bawił się z kolegą, ale ich zabawa przybrała inną formę.
Marcin* najpierw miał udawać, że odbywa z nim stosunek, a następnie zmusił go przemocą do seksu analnego i oralnego. Wykorzystany chłopiec opowiadał mamie, że nie był w stanie krzyczeć, bo silniejszy od niego rówieśnik zakrywał mu usta. W sypialni w tym czasie był jeszcze jeden z wychowanków ośrodka.
Adam powiedział mamie, że o wszystkim dowiedział się wychowawca, który był wtedy na dyżurze. On sam został przeniesiony do innej sypialni.
Matka pokrzywdzonego po rozmowie z synem 5 listopada 2018 r. udała się z nim i przyjacielem rodziny do Kiernozi. Chciała rozmawiać z kierownictwem placówki oraz pedagogiem i psychologiem. Ostatecznie spotkała się z dyrektor Dorotą Z. i pedagogiem Anetą C.
- Na początku obie były zaskoczone tym, co się stało - relacjonowała matka zgwałconego chłopca. Gdy mieszkanka Łodzi podawała więcej szczegółów, dyrektor miała stwierdzić, że przyniesie wszystkie notatki z tamtego okresu.
- Jak pani dyrektor przyszła z notatkami powiedziała, że „coś takiego było, ale to już bardzo dawno temu” - zeznała świadek. Następnego dnia, na jej prośbę, dyrekcja zawiadomiła policję o całym zdarzeniu.
Adam został w MOS w Kiernozi przez tydzień lub dwa tygodnie. - Był bardzo wyśmiewany, jeden z wychowawców miał do niego pretensje o to, że mówi w domu o tym, co dzieje się w ośrodku - opowiadała mama chłopca.
Gdy seksuolog potwierdził, że chłopiec był ofiarą przemocy seksualnej, jego opiekunowie zadecydowali, że nie wróci już do placówki w powiecie łowickim.
Na wspomnianym spotkaniu z dyrektor i pedagog w listopadzie 2018 r. matka pytała się, dlaczego nie została poinformowana o zdarzeniu. Dyrektor stwierdziła, że próbowano się do niej dodzwonić, ale nie odbierała telefonu. Billing tego nie potwierdzał.
Świadek zeznała, że była bardzo zirytowana, gdy w czasie rozmowy padało stwierdzenie, że „to były zabawy”. Nie rozumiała też dlaczego o zdarzeniu została powiadomiona matka Marcina, a ona nie.
Jak wynikało z zeznań kobiety złożonych w toku śledztwa, na terenie MOS w Kiernozi już w czerwcu 2018 r. miało dochodzić do zdarzeń seksualnych między wychowankami placówki.
Kobieta odpowiadała na pytania obrońców. Stwierdziła m.in., że miała bardzo częsty kontakt z wychowawcami, sama kontaktowała się z ośrodkiem telefonicznie najczęściej raz w tygodniu, czasem raz na dwa tygodnie.
„Adam od samego początku był dzieckiem bardzo trudnym”
- Bardzo mi przykro, że taka sytuacja miała miejsce w momencie, kiedy kierowałam placówką - oświadczyła Dorota Z. po przesłuchaniu matki chłopca.
- W momencie poinformowania nas o zdarzeniu byłyśmy zszokowane. Przyniosłam zeszyt uwag, w którym obie (z pedagog - przyp. red.) szukałyśmy notatki z dnia 22 września i nie mogłyśmy jej znaleźć. Powiedziałyśmy też, że powiadomimy policję o tym zdarzeniu, co uczyniłyśmy - dodała emerytowana dyrektor MOS w Kiernozi.
Jak stwierdziła na sali rozpraw, podczas tamtej rozmowy nigdy nie powiedziała, że wiedziała o takiej sytuacji. Matka chłopca poinformowała sąd, że nagrała na dyktafon całą rozmowę z dyrektor i pedagog placówki. Nagranie ma zostać dołączone do materiału dowodowego w sprawie.
Po przesłuchaniu matki pokrzywdzonego chłopca oświadczenie złożyła również Aneta C., która twierdzi, że o zdarzeniu dowiedziała się, tak jak była dyrektor, dopiero podczas spotkania z opiekunką wykorzystanego chłopca.
Jak mówiła, wspólnie z dyrektor zasugerowały, aby nastolatek nie uczestniczył w rozmowie. Adam nie odpowiedział na pytanie pedagog, dlaczego nie zgłosił jej, że doszło do takiej sytuacji. W ogóle nic nie mówił.
- Adam od samego początku, gdy został przyjęty do naszej placówki, był dzieckiem bardzo trudnym. Mama składając wstępną diagnozę napisała, że dziecko posiada skłonności seksualne i zaburzenia na tle seksualnym - oświadczyła Aneta C., której władze powiatu łowickiego powierzyły kierowanie MOS w Kiernozi.
Ze słów oskarżonej wynikało, że chłopiec opowiadał swoim kolegom z sypialni, że w domu molestował młodszą siostrę, co w rozmowie z pedagog miała potwierdzić jego mama.
Jak mówiła Aneta C., ze względu na trudności z Adamem bardzo często kontaktowała się z jego matką. Wielokrotnie sugerowała jej, że powinna skorzystać z pomocy seksuologa, ale mama twierdziła, że ma trudności ze znalezieniem specjalisty.
„Był przerażony tym, co się stało”
Sąd przesłuchał również przyjaciela i pedagoga wspierającego rodzinę zastępczą, który 5 listopada 2018 r. uczestniczył w rozmowie z dyrektor i pedagog MOS w Kiernozi.
Świadek zrelacjonował przebieg spotkania podobnie jak kobieta. Zeznał, że oskarżone Dorota Z. i Aneta C. początkowo mówiły, że nie wiedzą o co chodzi, a później przyznały, że „coś było, ale to było dawno”. Mężczyzna oświadczył, że okazano mu notatkę sporządzoną przez wychowawcę, w której padały poważne określenia – o gwałcie lub seksie wychowanków.
Gdy dopytywał, dlaczego nie zostało z tym nic zrobione, w odpowiedzi wielokrotnie usłyszał określenie, że „to była zabawa”. - Poprosiliśmy, żeby przez ośrodek została zawiadomiona o zdarzeniu policja i prokuratura - mówił świadek.
Odpowiadając na pytanie obrońcy odparł, że Adam opowiedział mu o całym zajściu, gdy jechali do MOS w Kiernozi. - Moim zdaniem nie kłamał. Był ewidentnie przerażony tym, co się stało - zeznał mężczyzna.
Świadek potwierdził, że wiedział o tym, że Adam wykazuje różne zaburzenia na tle seksualnym, o czym ośrodek informował matkę chłopca. Nastolatek miał m.in. proponować chłopcom seks oralny.
„Dawno”
Dorota Z. stwierdziła, że to ówczesna wicedyrektor monitorowała sprawy dydaktyczno-wychowawcze i była w częstym kontakcie z opiekunem prawnym chłopca.
- Użyte słowo „dawno” po prostu sugerowało, że przez te 40 dni od zdarzenia do momentu przyjazdu do placówki, nie mieliśmy informacji o zdarzeniu od nikogo z wychowawców ani od samego Adama - oświadczyła była dyrektor.
Sprawa będzie kontynuowana jeszcze w tym miesiącu.
* imiona wychowanków zostały zmienione
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Zamknąć ten ośrodek !!!!!!
Zmienić kadrę.Wszyscy dobrze wiedzieli,co się działo.Za pensję z naszych podatków i to bardzo dobre niszczą psychikę powierzonym im dzieciom,a kryją i pozwalają na gwałty przyszłym Trynkiewiczom