
Świadkowie, którzy stawili się na dzisiejszej rozprawie (6 września), to głównie rodziny zmarłych osób, poszkodowanych w głośnej sprawie łowickich oszustów. Ich zeznania potwierdzają wątek wycieku danych ze skierniewickiego szpitala.
Najbliżsi krewni potwierdzają w zeznaniach, że ich bliscy w latach 2015-2016, byli pacjentami Wojewódzkiego Szpitala w Skierniewicach. Każdy z nieżyjących świadków przebywał na oddziale nefrologii.
Informacje przekazane przez świadków ukazują jeden ze schematów, według jakiego działała grupa. Na dane osobowe, pozyskane w nielegalny sposób zaciągano kredyty - najczęściej przez internet. Wykorzystywano do tego podrobione skany dowodów lub legitymacji emeryta-rencisty. W fałszywych dokumentach, jak zeznają poszkodowani, zgadzały się jedynie: numer PESEL, numer dowodu/legitymacji oraz imię i nazwisko. Reszta danych takich jak adres, imiona rodziców, miejsce urodzenia była zmyślane.
Jednak nadal nie wiadomo w jaki sposób dane pacjentów trafiały w ręce oszustów i kto jest za to odpowiedzialny.
Jednym ze świadków tego dnia była pracownica firmy Fines, operatora sieci agencji kredytowych. Firma ta zrzesza agentów z całej Polski i udostępnia im swoją platformę w ramach franczyzy na rynku pośrednictwa i doradztwa finansowego.Kobieta zeznała, że latem 2015 roku spotkała się z Adamem S. w sochaczewskim McDonaldzie, gdzie po sprawdzeniu dowodu osobistego i okazanym zaświadczeniu o niekaralności podpisali umowę.
- Z tego co pamiętam, ten pan nalegał na spotkanie i bardzo zależało mu na szybkim podpisaniu umowy. Poza tym nic nie wzbudziło moich podejrzeń - mówiła na sali rozpraw pracownica Fines.
Umowę przekazała do centrali firmy, gdzie wszystkie wnioski są weryfikowane ponownie. Po miesiącu od spotkania dowiedziała się, że umowa została rozwiązana. Na pytanie sędzi Małgorzaty Szubert – Fiałkowskiej o przyczyny przyznała, że nie mam takiej wiedzy.
- To pytanie raczej do centrali Fines. Prawdopodobnie dostaliśmy sygnał od którejś z firm, że coś jest nie tak. Wtedy dostęp do platformy jest takiej osobie cofany, a umowa zostaje rozwiązana - wyjaśniła kobieta.
Zaskakujące jest częste wymienianie nazwiska Roksany K., która nawet nie jest oskarżoną w sprawie. To jedna z kobiet, która pośredniczyła w zawieraniu umów z bankami i parabankami. Przedstawiając się jako przedstawiciel finansowy i okazując sfałszowane dokumenty zaciągała kredyty, nierzadko na bardzo wysokie sumy.
- Nigdy wcześniej nie słyszałem nazwiska tej osoby, a tym bardziej nigdy jej nie spotkałem. Nie rozumiem jak Roksana K, mogła w moim imieniu zaciągnąć kredyt – pytał jeden z poszkodowanych.
Na czwartkowej rozprawie miały zostać odczytane zeznania świadka, prawdopodobnie współpracującego z Roksaną K. Jednak obrońca głównego oskarżonego - Mariusza M., wystąpił z wnioskiem o bezpośrednie przesłuchanie mężczyzny. Do prośby przyłączyła się adwokat oskarżonego - Kamila B.
Kolejna rozprawa, która odbędzie się 4 października, wydaje się być kluczową. W obecności biegłego psychologa zeznawać ma Marta P., rzekoma kochanka Mariusza M., na którą oskarżony podczas zeznań, zrzucił dużą część odpowiedzialności za wyłudzenia.
Więcej w sprawie przeczytasz:
Łowicz: podejrzani o udział w wyłudzeniach usłyszeli zarzuty. Zeznawali pierwsi świadkowie
Trwa proces w sprawie wyłudzeń. Zeznawali kolejni poszkodowani
Na zeznania Marty P. będzie trzeba poczekać
Proces oszustów. Trwają kolejne przesłuchania
Proces oszustów: przyznanie kredytu nigdy nie było tak łatwe
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie